Tłum wokół shinobich zdawał się gęstnieć, a mi każdą kolejną chwilą udało się poznawać nowo przybyłe twarze. Stałam otoczona, a raczej osaczona, niemal całym rocznikiem swoich towarzyszy z czasów akademii, a ninja wlepiali we mnie swoje oczy, przebijając na wylot niejasnymi spojrzeniami. Zmartwienie, dezorientacja, trwoga? Niełatwo było się ustosunkować w obliczu tak licznej grupy gapiów.
Akamaru swoim pyszczkiem ocierał się o moją nogę, skomląc cicho. Chōuji w reakcji na stres pałaszował już trzecią paczkę chipsów o smaku ramen, a jego najlepszy przyjaciel - Shikamaru, spalał chyba czwartego z rzędu papierosa.
– Nic Ci nie jest? – zapytał zmarnowany Nara, gasząc butem kolejny niedopałek.
– Wszystko w porządku – odpowiedziałam zażenowana, a właściwie zawstydzona swoim niedoszłym występem. Ona: Sakura Haruno - Legendarny Sannin, najlepszy medyk swojego pokolenia, uczennica Piątej Hokage - niemal straciła życie w wyniku dosadnego kontaktu z gruntem. Gdzie oklaski, fanfary?
Nagle, tuż przy samym uchu, rozległ się krzyk, który osiągnął swoim natężeniem chyba dwustu decybeli. Nawet najlepsze zatyczki do uszu nie dałyby rady w starciu ze strunami głosowymi Yamanaki.
– Powinnaś bardziej uważać! Tsunade nie mówiła Ci nigdy, że nie wolno spuszczać wzroku z przeciwnika?! Mogło Ci się coś stać!
– Ino, na Boga Shinobi, przestań się drzeć – Kiba upomniał znajomą. – Akamaru się przestraszył. – Blondynka spojrzała współczująco na zwierzę, po czym zaczęła głaskać puchatego przyjaciela Inuzuki w geście przeprosin, w międzyczasie ciskając pioruny w moim kierunku. Nie ma co, po kilku latach zafundowała mi bardzo czułe przywitanie.
Po chwili do wesołej gromadki dołączył też Uzumaki, podtrzymujący kurczowo naszego senseia.
– Naruto-kkun… Ty krwawisz! – Nim ktokolwiek zdążył dojść do słowa, zdenerwowana Hinata podbiegła do wybranka swego serca, bacznie lustrując ranę na policzku chłopaka. W całym zamieszaniu udało mi się ukradkiem spojrzeć na szczyt budynku - po ANBU nie został ślad, co mogło oznaczać, że shinobi udali się w pościg za nieznajomym. W ich obecnym stanie było to wybitnie nierozsądnym zagraniem. Jak jednak widać, brak pomyślunku w tym dniu szerzył się niczym zaraza. Westchnęłam cicho, przeczesując ręką kaskady włosów.
– Miło widzieć cię ponownie, Sasuke – poważny ton Hatake przejął inicjatywę nad poruszonym zgromadzeniem. – Szkoda tylko, że w tak niesprzyjających okolicznościach – dodał niepocieszony. Kruczowłosy prychnął lekceważąco, kwitując tym samym słowa Rokudaime.
– Dziękuję za ratunek, Sasuke! – krzyknął entuzjastycznie Uzumaki, drapiąc się w tył głowy. – A u ciebie mam dług wdzięczności, Sakura-chan! – chłopak zaśmiał się nerwowo, szczerząc zęby zęby w szerokim uśmiechu.
– Gdybyście zachowali większą ostrożność, żadne z was nie potrzebowałoby pomocy – warknął zdegustowany Uchiha. – Coś Ty sobie do cholery myślał, rzucając się bez namysłu na przeciwnika? Śpieszno Ci do grobu? – odpowiedź kruczowłosego przepełniona była jadem i podłością, ale nie było to w zasadzie czymś nowym. Zwykły obserwator mógłby pokusić się o stwierdzenie, że byliśmy mu tak obojętni jak cała reszta społeczeństwa. My jednak wiedzieliśmy swoje - byliśmy mu bliscy na tyle, by się o nas martwił. W swój własny, dość... Unikatowy sposób.
– Pokłócicie się potem, teraz są ważniejsze sprawy – postanowiłam przerwać nieprzyjemną ciszę i wrogie spojrzenia, którymi obrzucali się przyjaciele. Swoją wypowiedź zakończyłam długim westchnięciem. Ten dzień był zdecydowanie zbyt długi, a póki co nie było widać końca.
Zmarnowanym krokiem zaczęłam podchodzić do Naruto. Chłopak wzdrygnął się momentalnie, jakby przeczuwając nachodzący cios za swoją lekkomyślność - przeliczył się. Nie miałam ochoty bić, krzyczeć ani nawet szarpać, co było moim zwyczajem jeszcze za czasów dziecięcych. Jakby się dogłębnie przyjrzeć, to można uznać, że byłam dość agresywną nastolatką. Wiek buntu, niespełniona miłość i wojna jednak wpływają na człowieka.
– Uleczę Twoja ranę – powiedziałam potulnie, przykładając dłoń do policzka przyjaciela. Zielona poświata błyskawicznie zasklepiła rysę na twarzy blondyna, nie pozostawiając blizny ani żadnego innego śladu.
– Dziękuje, Sakura-san – wyszeptała Hinata, z ulgą spoglądając na niebieskookiego.
– Sakura ma rację, odstawmy tę szopkę na potem. Mamy coś do omówienia, prawda, Kakashi? – gniewny głos Shikamaru przeciął powietrze niczym ostrze kunsztownego miecza. Ciężko było stwierdzić, czy dym otaczający Narę był zaledwie tytoniową otoczką, czy ciemnowłosy zaczął już parować ze wściekłości. Coś wisiało w powietrzu, a Hatake był winien sporo wyjaśnień chyba nie tylko mnie. Sensei, wyczuwając buzującą złość chłopaka, skinął jedynie głową w geście potwierdzenia.
Rokudaime momentalnie rozwiał przyglądający się gromadzie shinobi tłum, zalecając ludziom pozostanie w domach i zapewniając wszystkich, że za awanturnikiem zostały już wysłane najlepsze oddziały ANBU. Obywatele nie wydawali się przekonani słowami siwowłosego, ale posłusznie opuścili teren.
– W takim razie zapraszam do mojego gabinetu – Kakashi westchnął, gdy na dziedzińcu został w obecności drużyny Shikamaru i swoich dawnych uczniów.
– W Twoich najśmielszych marzeniach, sensei – wtrąciłam gorączkowo. – Z całym szacunkiem, ale aktualnie zabieram Cię do szpitala. Twoje stopy są całkowicie poparzone – wytknęłam, lustrując uważnie nogi Hatake.
– Sakura, to jest poważna sprawa, duża... - Rokudaime zaczynał się wykręcać, ale nie ze mną takie numery. Co to, to nie.
– Duża, to może być Twoja wyobraźnia, sensei – odparłam machinalnie. – Możesz sobie wyobrazić, że sala szpitalna jest Twoim biurem, Szanowny - dodałam, posyłając siwowłosemu swój firmowy uśmiech numer pięć, który mówił jasno: jeśli mnie nie posłuchasz, to zaciągnę cię tam siłą.
***
Mimo licznych protestów Sakura pozostała nieugięta względem swojej decyzji, a shinobi znaleźli się w budynku dosłownie kilka chwil później.
Darzyłem te placówki szczerą nienawiścią prawdopodobnie od chwili poczęcia, a uczucie to było sumiennie potęgowane na przestrzeni lat. Już w momencie przekroczenia progu umieralni - jak to zwykłem pieszczotliwie mawiać - paraliżujący zapach śmierci (znany także pod nazwą środków dezynfekujących) ogarniał ciało nieszczęśnika, a po pięciu minutach błona śluzowa nosa zdawała się wyparować razem ze znikającymi z tego świata bakteriami. Siedziałem jednak wytrwale na jednej z rozpadających się ławek usytuowanych w poczekalni, a gorycz w błyskawicznym tempie rozprzestrzeniała się po całym moim organizmie. Nie byłem do końca pewien, do kogo kierowałem większe pretensje - do Kakashiego, który dał się zlać jak baba chodzącej imitacji ninja z czerwonym hełmem na głowie; do siebie za karkołomną decyzję o powrocie do wioski na prośbę siwowłosego, czy może do Haruno - która przywlokła tutaj rozszalałe stado głodnych informacji shinobi, a sama sprytnie zniknęła w jednej ze szpitalnych sal w towarzystwie Hatake. Złość rosła we mnie proporcjonalnie wraz z każdą spędzoną w tym przytułku dla obłąkanych minutą. Szukałem sposobu na ukojenie zszarganych nerwów, ale z moim szczęściem, które oscylowało w okolicach zera - żaden nich nie był wykonalny. Pole treningowe znajdowało się zbyt daleko, bym mógł oddać się uśmierzającym złość ćwiczeniom. W szpitalnej stołówce nie serwowali pomidorów, mogłem liczyć co najwyżej na pomyje przypominające ryż (nie, żebym był specjalnie wybredny - podczas pobytu na łasce Orochimaru zdarzało się jeść gorsze świństwa, ale jak już wyrwałem się z tego ciemnogrodu, to chyba mogłem liczyć na cywilizowany posiłek, prawda? Karma dla kota nie była ucieleśnieniem moich najskrytszych marzeń); a na podrzynanie gardła każdemu, kto ośmielił się wejść w moją drogę dostałem, krótko mówiąc, dożywotni szlaban.
Może liczenie owiec przyniosłoby mi spokój ducha podczas tej katorgi?
Pierwsza owca - Nara po pięciu minutach bez papierosa wyglądał, jakby właśnie rozpoczynał kurację odwykową.
Druga owca - Yamanaka irytująco kroczyła to w jedną, to w drugą stronę, w międzyczasie mrucząc coś pod nosem do samej siebie.
Trzecia owca - Chōuji pałaszujący kolejnego batonika. Swoją drogą: gdzie on chował to całe żarcie?
Wracając: czwarta owca - Suigetsu trajkotał bezustannie przy samym uchu o sprawach, które obchodziły mnie mniej niż złamany paznokieć. Chciałbym nadmienić, że stan moich paznokci interesował mnie raczej... Mało, żeby nie powiedzieć wcale.
Piąta owca - Karin, która ciągle wlepiała we mnie te swoje maślane ślepia. Co musiało się stać, by jej mały móżdżek w końcu zaakceptował fakt, iż nie jestem zainteresowany jej osobą?
Szósta owca (pozwoliłem sobie zaliczyć Kibę i Akamaru razem, jako że ich układy nerwowe są na poziomie ewolucyjnym gąbek) - zażarcie sprzeczała się z jedną z pielęgniarek, której najwyraźniej nie przypadła do gustu wielka, owłosiona kula na terenie kliniki.
Siódma owca - Sai zawzięcie rysował w swoim notatniku jakieś bohomazy, a dałbym sobie uciąć rękę, że obrazki przedstawiały gołe baby.
Ósma owca - Shino, który był chyba jedyną personą z tej zgrai zdolną do usiedzenia na czterech literach. Mimo, że doceniałem godne naśladowania zachowanie chłopaka, moje zdanie na jego temat pozostawało niezmienne od lat - pedofil albo płatny morderca. Cóż, w kwestii zabijania mógłbym się z nim nawet dogadać.
Dziewiąta owca - Hinata miętoliła własne dłonie położone na kolanach, zerkając co chwilę na Uzumakiego. Właśnie, Uzumakiego. Ta mała, cholerna gnida nie miała najwyraźniej co ze sobą zrobić; cały czas narzekał, że wszystko zajmuje zbyt długo, uciążliwie stukał butami w podłogę, walił ręką w wystarczająco zdemolowaną już ławkę i robił chyba wszystko, by doprowadzić mnie na skraj cierpliwości. Przysięgałem sobie, że gdyby rąk nie związywała mi obietnica złożona kilka lat temu Hatake, to przerobiłbym tego nieznośnego gnojka na suchy wiór.
To potwierdzone. Oficjalnie siedziałem otoczony bandą baranów. W takich chwilach przypominała mi się trafność decyzji odnośnie pracy w pojedynkę - każda osoba budziła we mnie niewyobrażalną chęć mordu. Gdybym tylko mógł, wyciągnąłbym swoją ukochaną, precyzyjnie wyostrzoną katanę i poderżnął gardła tym wszystkim impertynentom...
Moje utopijne rozważania dotyczące śmierci hołoty przerwały skrzypiące drzwi otwierane przez Haruno. Przyznam szczerze, że chyba jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak na jej widok. Cóż za miła niespodzianka.
Dziewczyna stojąca w progu zaprosiła ruchem ręki całe zgromadzenie do mikroskopijnego pomieszczenia. Pielęgniarki nie były zadowolone z tak dużej ilości osób wchodzących do sali, ale nie podjęły próby walki z ciskającym piorunami spojrzeniem Shikamaru.
Obraz, który zastałem w pomieszczeniu przerósł moje najśmielsze oczekiwania - Kakashi leżał na łóżku, od kolan wzwyż zakryty jedynie prostym, białym prześcieradłem. Jego zakrwawione spodnie i buty leżały gdzieś w kącie pokoju, a kamizelka, płaszcz i kapelusz wisiały przewieszone przez krzesło. Jak widać pozbycie się dolnej partii ubrań nie było zbyt przyjemnym zadaniem, bowiem spod maski Hatake nadal dało się odczytać lekki grymas bólu. Warto było czekać na taki widoczek - nie, żebym życzył mistrzowi źle, ale uznałem to za dobrą rekompensatę za wycierpiane sprzed chwili katusze. Nie wiem, skąd w mojej głowie wzięły się takie spekulacje, ale... Myśląc czysto hipotetycznie: gdyby przyszło mi wybierać, w której sytuacji wolałbym się postawić - bezkompromisowo wybrałbym poczekalnie - Haruno była bowiem ostatnią osobą, której pozwoliłbym na ściągnięcie swoich ubrań. Nawet, jeśli byłoby to pod czystym względem medycznym... Znaliśmy się przecież od dziecka.
Podczas, gdy każdy szukał swojego osobistego metra kwadratowego, zielonooka przemywała zimną wodą poranione nogi Hatake.
– Jak to wygląda, Sakura-san? – zapytała zmartwiona Hinata.
– Są to rozległe oparzenia, pokrywające niemal piętnaście procent ciała – odparła płynnie dziewczyna. - Na szczęście tylko pierwszego stopnia. – Uśmiechnęła się, widząc niepocieszoną minę siwowłosego. – Normalnym tempem rany goją się około tygodnia, ale znam pewną technikę, która przyśpieszy proces regeneracji. – mówiąc to, zaczęła delikatnie przykładać do stóp i łydek Kakashiego swoje drobne dłonie otoczone żółtą poświatą.
– Sakura-chan, to niesamowite! Kiedy nauczyłaś się tak świetnego jutsu?! – Naruto wyglądał tak, jakby zaraz miał się wystrzelić w kosmos. Blondyn zacisnął dłonie w pięści, a oczy świeciły niczym 24-karatowe złoto. Szło zrozumieć, że to jakaś wysokopoziomowa technika medyczna, ale czy naprawdę było się czym aż tak zachwycać? Postanowiłem siedzieć cicho, jako że moja znajomość medycyny ograniczała się do przemycia rany wodą i naklejenia plastra. Cóż, wprawdzie było to całkiem uzasadnione - częściej zdarzało mi się zabijać, aniżeli leczyć.
– Jakiś czas po opuszczeniu wioski spędziłam w Sunie, pomagając w tamtejszym szpitalu. Ze względu na panujące warunki, wykorzystywanie tej metody było na porządku dziennym. – dziewczyna uśmiechnęła się blado, tłumacząc jakże zawiłą historię. – Przy dobrych wiatrach powinni wypisać cię pojutrze, sensei. Do tego czasu odpoczywaj i bardzo cię proszę, nie przeciążaj nóg – poradziła życzliwie różowowłosa, a w jej wypowiedzi dało się odczuć nutę profesjonalizmu. – Jestem pewna, że Shizune-san da sobie radę – dodała serdecznie.
– Shizune-san poradzi sobie fenomenalnie – głos szatynki pojawił się wraz z otwieranymi drzwiami do pomieszczenia. – A jeśli dowiem się, że wypisałeś się na własne życzenie, to przysięgam, że dopilnuję osobiście, byś wylądował tu na dłużej. – Wszyscy w pomieszczeniu wzdrygnęli się, słysząc mrożący krew w żyłach ton kobiety. – I może być Szanowny pewien, że obecne obrażenia będą niczym w porównaniu do piekła, które w takim przypadku zgotuję – dodała, a przerażający uśmiech ozdobił chudą twarz.
Ciemnooka zajęła miejsce obok Nary, wymownie opierając się o solidną konstrukcję parapetu. W przeciwieństwie do reszty, chłopak zdawał się nie być zainteresowany całym poruszeniem; nawet na moment nie przerwał zabawy stalową zapalniczką, którą otrzymał od Asumy. Co do Kakashiego - byłem pewien, że podczas wystąpienia Katō przeszedł chwilowy zawał.
– Trochę mi to zajmie, więc możecie już zacząć przedstawienie – mruknęła Haruno. Wszystkie pary oczu zerknęły wymownie na Hatake, oczekując dokładnych wyjaśnień ze strony pacjenta.
– Dobrze, więc... Od czego by tu zacząć... – Kakashi odchrząknął. – Może skupię się na najważniejszych informacjach – powiedział.
– Nie, nie, nie cukiereczku – syknęła jego asystentka. – Wyśpiewasz nam wszystko od samego początku. Skąd w tej kobiecie tyle jadu? Czyżby odziedziczyła tą cechę po Tsunade? Nie, żebym coś do niej nie miał, w zasadzie to zawdzięczałem jej wolność, ale... Ta kobieta zawsze budziła we mnie wzmożoną czujność.
– Dobrze, tak, naturalnie – opowiedział od razu. – Więc... Od kilku tygodni podczas przeglądania raportów z misji natykałem się na niepokojące oznajmienia. Niezależnie od tego, czy była to misja rangi C, czy A; kapitanowie oddziałów umieszczali w niej to samo zdanie – przerwał wymownie.
– Co to za zdanie? – zapytał Kiba, przeczesując dłonią futro Akamaru.
– „Ktoś nas obserwował” – odparł poważnym tonem Hatake. – Zaintrygowało mnie to, więc przeprowadziłem dokładny wywiad z osobami składającymi raporty. – siwowłosy westchnął. – Niewiele się niestety dowiedziałem. Każdy z nich stwierdzał jednogłośnie, że czuli się obserwowani, ale nie byli w stanie wyczuć żadnej chakry wokół siebie.
– Co w tym takiego nietypowego? Równie dobrze mogli coś sobie ubzdurać, zwykła ludzka pomyłka. – wtrącił zażenowany Suigetsu. – Też czasem mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą – dodał.
– W twoim przypadku wiąże się to z samouwielbieniem i grubiańskim nawykiem zbyt częstego spoglądania w lustro – bąknęła Karin, zdegustowana brakiem pomyślunku swojego kompana.
– Dzisiejszy dzień udowodnił, że te sytuacje mogą być w pewien sposób powiązane – westchnęła cicho Shizune.
– Te sytuacje są powiązane – mruknął Kakashi.
– Skąd ta pewność? – zapytał Shino. Jego głowa schowana szczelnie pod kapturem i oczy zakryte okularami utrudniały prawidłową interpretację intencji chłopaka; ciężko było stwierdzić, czy użyje wybuchowych robaków do detonacji szpitala, czy może wyjmie z rękawa bukiet czerwonych róż. Cóż, poniekąd lubiłem niespodzianki.
Siwowłosy odwrócił wzrok niczym pięciolatek, który zbił cenny wazon i za nic nie chciał się do tego haniebnego czynu przyznać. Nieładnie Hatake, oj nieładnie.
– Skąd. Ta. Pewność – powtórzyła zniecierpliwiona Shizune, wbijając paznokcie w Bogu ducha winien parapet.
– Jakby to... – zaczął niepewnie Kakashi. – Wydaje mi się, że widziałem tego człowieka wcześniej – dodał szybko.
– Jak to? – wtrąciła się zaciekawiona Ino.
– Kilka dni temu siedziałem w nocy nad jakimiś papierami. Usłyszałem szmery dochodzące z archiwum – powiedział Hatake. – Kiedy tam poszedłem, przed oczami mignął mi tylko czarny płaszcz, a w pokoju nie było nikogo. Tylko stos przewertowanych papierów – wyznał zmieszany.
I w tym momencie zaczęło się piekło.
Shizune jak w amoku rzuciła się na siwowłosego, swoimi ruchami przypominając raczej rozwścieczoną niedźwiedzicę, aniżeli drobną chudzinę.
Shikamaru nie wytrzymał ciśnienia i rzucił doniczką o ścianę, po drodze zamieniając głowę Suigetsu w drobną kałużę.
Naruto zdążył jednym tchem zadać milion pytań, których nikt i tak nie był w stanie zrozumieć, podczas gdy Kiba wraz z Choujim starali się przytrzymać wściekłą szatynkę. Kakashi trzymał gardę, jakby obawiając się, że jego podwładni nie będą w stanie zatrzymać rozwścieczonej asystentki. Cała reszta stała wmurowana, doglądając działań swoich towarzyszy. Zamęt ten został jednak przerwany szybciej, niż mógłbym się tego spodziewać. Szkoda, bo zapowiadało się ciekawie.
– Cisza! – Haruno oderwała się od leczenia poparzeń Kakashiego na rzecz przemienienia szafki stojącej obok łóżka w drewniany stos. – Czy moglibyście darować sobie te krzyki? Ta technika wymaga dużej koncentracji i precyzyjnej kontroli chakry. Przez ten cyrk nie jestem w stanie odpowiednio się skupić – wycedziła przez zęby. Widząc niebezpiecznie pulsującą żyłkę na czole dziewczyny, każdy zdecydował sobie odpuścić. Haruno, widząc poprawę ze strony poskromionych towarzyszy wróciła do wykonywania poprzedniej czynności.
– Rozumiem, że możecie być zdenerwowani obecną sytuacją, ale jedynym logicznym wyjściem jest zachowanie zimnej krwi i przetrawienia informacji, które ma nam do przekazania Kakashi-sensei – Haruno broniła swojego mistrza przed niebezpiecznie wystającym senbon z rękawa Shizune.
O proszę, czyżby Sakura nauczyła się w końcu trzymać swoje emocje na wodzy? Cóż za miła niespodzianka. Nie sądziłem, że dożyję tego widoku.
– Jest jeszcze coś – powiedział cichym głosem Hatake. – Ten shinobi... Miał opaskę naszej Wioski – powiedział, zaciskając pięść.
Co?
***
Wiedziałam. Wiedziałam, że widok opaski, którą ujrzałam, spadając z budynku, nie był efektem halucynacji ani wzmożonym działaniem adrenaliny. Błysk metalu z wyrytym znakiem Konohy został odkryty, gdy spadałam ze szczytu siedziby Hokage. Wyraźnie pamiętałam sylwetkę przeciwnika szykującego się do ucieczki i odchylający się na ułamek sekundy płaszcz, pod którym na wysokości pasa przymocowana była czarna wstęga.
– Powiedział, że nazywa się Minoru. Nie znam żadnej osoby mieszkającej ani pochodzącej z wioski o takim imieniu – wyznał zdawkowo siwowłosy.
– Wygląda na to, że ktoś stara się, abyśmy popadli w paranoję. Jego celem jest wprawienie nas w błędne przekonanie, że Minoru dokonał zamachu stanu? – zapytała sama siebie Shizune. Cóż, było zagranie raczej mało trafione. – Czy wróg naprawdę miał nadzieję, że Kakashi nie dowie się o sfalsyfikowanej opasce oznajmującej przynależność do wioski? Werdykt nasuwał się sam - ale czy było możliwym, by inna wioska... Nie, nie, nie. Trwa pokój, Sojusz Shinobi jest utrzymany. Nic takiego nie miało prawa się kiedykolwiek stać. Dałabym sobie uciąć głowę, że nikt nie zerwałby paktu, to już nawet mniej niż niemożliwe.
– Nie mam pojęcia, kto i jakimi intencjami się kierował – powiedział zmarnowany Hatake. – Ale na pewno kryje się za tym drugie dno. Wcześniej dokonywał oględzin wioski i jej terenu, przeszukał archiwum, chociaż nic nie zginęło. Definitywnie zbierał informacje. Dopiero dziś zaatakował i to w tak ważnym dniu, w samym centrum wioski. Wiedział, że ma przewagę. Wiedział, że liczba patroli jest ograniczona. Wiedział gdzie uderzyć. To jakaś chora gra, której za nic nie mogę pojąć – dodał sfrustrowany.
A może zostałabym bez głowy? Wolałabym jednak ją zachować, czasem mi się przydawała.
– Bardziej od motywów interesują mnie zdolności tego człowieka. Jedyną osobą, która była w stanie opanować styl drewna był Pierwszy Hokage – dodała Ino.
– Podczas poprzedniej wojny co druga osoba była w stanie używać Mokutonu – powiedział Suigetsu. – Madara, Obito, Zetsu... – zaczął wymieniać na palcach. – Rany, jak wy pilnujecie ciała Pierwszego, że każdy wszczepia sobie jego komórki? – narzekał.
– Suigetsu... – Karin syknęła, formując swoją dłoń w pięść.
– Choć rzadko się z nim zgadzam, tym razem trzeba przyznać mu rację, Karin – odparł sceptycznie Sasuke. – Orochimaru w jednej ze swoich kryjówek posiadał tkanki Hashiramy, ale z całej grupy dzieci, które porwał do swoich eksperymentów przetrwał tylko Yamato – dodał. – Ktoś najwyraźniej ma lepsze warunki niż wężowaty. I dobrze wie, jak je wykorzystać.
– Czy to znaczy, że nasz gość jest kolejnym eksperymentem wyhodowanym z probówki? – zapytał Sai.
– Na to wygląda. Poza tym jego szybkość była zatrważająca.
– Wyglądało to bardziej jak teleportacja, aniżeli szybkość. W jednym momencie znikał, pojawiając się w miejscu oddalonym o kilka metrów w ułamku sekundy.
– Jego technika przypomina nieco umiejętność Sasuke – powiedział w zamyśle Naruto. – Tylko na znacznie wyższym poziomie – dodał chłopak. Oczy wszystkich skierowały się na Uchihę. Ten westchnął, przeczesując włosy dłonią.
– Moja technika jest na bardzo ograniczonym stadium. Opanowałem ją po uzyskaniu chakry od Mędrca Sześciu Ścieżek, a kiedy ta zniknęła, cholernie trudno było wygenerować tak liczne ilości chakry, odpowiednio je utrzymując. Obciążenie jest zbyt duże, co sprowadza się do tego, że jutsu jest nieprzydatne w walce. Mogę go używać raz, góra dwa razy dziennie. Poza tym odległość, którą mogę pokonać nie przekracza kilku metrów, podczas gdy on używał jej niemal cały czas na różnych dystansach – powiedział ni to zdenerwowany, ni zażenowany. Czyżby kogoś trapiła złość na samą myśl, że technika którą posiadł nie jest tak unikatowa, jak mogłaby się wydawać?
– Jest w nim jeszcze jedna niepokojąca rzecz – mruknął nieswojo Kakashi. – W jednej chwili powalił cały oddział ANBU. Gdy dotknął moich kostek, poczułem się, jakby ulatywała ze mnie energia.
– Kradnie chakrę? – napomknęła Shizune.
– Na to wygląda. Chociaż przypuszczam, że w przypadku ANBU nałożył krótkoterminową pieczęć na punkty witalne – powiedziałam. – To diabelnie trudna do wykonania technika blokująca przepływ energii. Poza krótkotrwałym paraliżem wszystko wraca do normy – odparłam. Czyżby koleją mocną stroną Minoru była zdolność pieczętowania?
– Jego taijutsu też było na dobrym poziomie – powiedział Chouji. – Walczył z wami jak równy z równym – dodał, zwracając się do Hatake i jego podwładnych.
– Jego siła pozostawia wiele do rzeczenia. Podobnie jak Raikage, do wzmocnienia uderzenia użył swojej szybkości, a mimo to nie naruszył żadnych struktur – powiedziałam.
– Jesteś pewna, że nie zrobił tego celowo? – spytał Shikamaru. – Nie on pierwszy podniósł broń. Gdy zbliżył się do Hokage, ANBU zareagowało i ruszyło na niego. Od nie zaczął tej walki, on sprowokował was do jej podjęcia – mruknął, w międzyczasie bawiąc się zapalniczką. – Poza tym nikt nie ucierpiał. Hokage sam wysadził sobie nogi w powietrze – dodał, patrząc na Kakashiego.
– To nie była dla niego walka, tylko dziecinna zabawa – powiedział Hatake, puszczając uwagę Nary mimo uszu. – Jego celem było ostrzeżenie wioski i sianie zamętu. Uderzył w idealnym miejscu w odpowiednim czasie, by obniżyć morale społeczeństwa i sprawić, by cywile nie czuli się bezpieczni – dodał zmarnowany. – Gdybym zareagował wcześniej i wszystko wam powiedział, może nie doszłoby do tej tragedii – westchnął.
- Nie czas teraz na użalanie się, Kakashi. Zostawmy to na potem, teraz nadszedł czas na działanie. Jaki jest plan? – zapytała Shizune.
– Sądzę, że najrozsądniejszym będzie, by drużyna Himitsu udała się w tej chwili na zwiady – odpowiedział Hatake. – Przeszukajcie cały teren wioski i upewnijcie się, że że po zbiegłym ninja nie ma śladu. Priorytetem jest teraz bezpieczeństwo mieszkańców – dorzucił. – Kiedy skończycie, zdajcie raport Shizune. Wygląda na to, że zafundowałem sobie małe wakacje – westchnął, patrząc na moją, nieugięta w tej kwestii minę. – ANBU ruszyło już w pościg i przypuszczam, że powinni niedługo wrócić. Shizune, wyślij dziś proszę jastrzębia do wszystkich Kage, powinni wiedzieć o tym, co się wydarzyło.
– Niech tak będzie – powiedział Nara, odchodząc od okna. – Idziemy – skierował swą wypowiedź do drużyny. Jego skupienie i determinacja prawie odwracały uwagę od tytoniu, którego zapach raził na kilometry.
W pomieszczeniu został tylko Hatake wraz ze swoimi uczniami. Uzumaki obrał sobie za cel chwiejne krzesło, Sasuke stał z boku ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami, a ja nadal używałam swojej techniki do odratowania nóg mistrza. Cisza była przytłaczająca.
– Cieszę się, że nie zignorowaliście moich listów – zaczął Hatake. – Powodem mojego wezwania były przypuszczenia, którymi chciałem się z wami podzielić. Jak widać, wszystko wyszło dopiero po fakcie.
– Shizune-san nie da ci żyć, senseeei – mruknął Naruto, przeciągając mozolnie ostatni wyraz. – A Shikamaru wyglądał, jakby miał ochotę popełnić harakiri.
– Prędzej, niż cokolwiek innego, zabije go rak – powiedział zmęczony całą sytuacją Sasuke.
– Shizune-san jest rozsądną kobietą. Martwi się o ciebie i o wioskę, sensei – powiedziałam. – Jej złość minie – dodałam, uśmiechając się z lekka. Zbyt dobrze znałam Katō, żeby przypuszczać, że stanie się inaczej. Motyw jej zachowań był prosty, niemal cykliczny. Właśnie dlatego jej znajomość ograniczała się do towarzystwa Tsunade i mnie, gdy akurat napatoczyłam się gdzieś obok. Im więcej osób zna jej „słabość”, tym łatwiejszym celem się staje. Najwyraźniej, mimo utrzymania pokoju, szatynka postanowiła zachować swoją strategię.
– Oby tak było – westchnął Kakashi – Oby twoje słowa znalazły miejsce w rzeczywistości.
– Wzywanie mnie do wioski było błędem, Kakashi – mruknął nagle Sasuke. – Wiesz, że nie powinienem tu wracać.
W pokoju zapanowała cisza. Tik, tak, tik, tak - wskazówki zegara działały płynnie, doprowadzając mnie do szału. Skąd w nim nagle takie wyznanie?
– Wiem – odparł Kakashi, wprawiając mnie w osłupienie. Naruto jakby ucichł, patrząc w dłonie położone na oparciu krzesła jak na największe wybawienie z obecnej sytuacji. Czy tylko ja nie wiedziałam o co chodzi? Może ktoś byłby łaskawy mnie wtajemniczyć?
– W każdym razie – odchrząknął Kakashi, nieudolnie próbując zamknąć temat. Niestety, konsternacja była tak prawdziwa, jak jego poparzenia. - Co zamierzacie teraz zrobić?
– Chyba pójdę do staruszka na ramen. To za dużo emocji, nawet jak na mnie – pierwszy odezwał się Naruto. – Sakura-chan, może do mnie dołączysz? – zapytał z nadzieją.
– Przykro mi, Naruto, ale mam do załatwienia pewną sprawę. – Uśmiechnęłam się blado.
– Sasuke? – blondyn spojrzał na kompana.
– Ja też odpadam – powiedział. – Muszę się upewnić, że Suigetsu nie zdążył zdewastować mojego domu.
Blondyn uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi.
– No, skończyłam. Powiem pielęgniarkom, jakie leki powinny Ci dawać, sensei. Wpadnę jutro, żeby zobaczyć jak się trzymasz. Życzę zdrowia. – Obdarzyłam uśmiechem mistrza. Miałam szczerą nadzieję, że nie wpadnie na genialny pomysł wzięcia udziału w maratonie, przynajmniej do jutrzejszego poranka. Technika była przydatna, ale nie polegała na wymianie zranionej kończyny, tylko częściowej niwelacji poparzeń - oby miał tego świadomość, o ile chce szybko stanąć na nogi.
– Do zobaczenia – mruknął jedynie w odpowiedzi.
Opuściliśmy salę.
Czy tylko mi wydawało się, że atmosfera była... Ciężka, sztuczna, wymuszona? Każdy był skupiony na własnych myślach, nikt nie zwracał uwagi na inne osoby. Spotkanie naszej drużyny po latach odbyło się w okolicznościach... Co najmniej, mówiąc delikatnie, niesprzyjających. Nie tak wyobrażałam sobie ponowne zetknięcie naszych ścieżek.
Chociaż, mówiąc szczerze, nie wiem, czy podczas ostatnich lat w ogóle dopuszczałam do siebie myśl, że takowe kiedykolwiek nadejdzie.
A jednak.
Życie: 1, Haruno: 0.
Co za miła niespodzianka! Nowy rozdział, aż chce się krzyczeć z radości ;3
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie powala mnie na łopatki. Czasami rzucasz takimi tekstami, że mam taki napad śmiechu, że aż brzuch mnie boli xD
Tak jak np. liczenie owiec przez Sasuke, myślałam, że nie wyrobię.
"(...) dałbym sobie uciąć rękę, że obrazki przedstawiały gołe baby. (...)" W 100% się z tym zgodzę hahaha xD To tak pasuje!
Chciałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam (często mi się to zdarza niestety xD). Jak mi się przypomni to jeszcze się odezwę :D
Pozdrawiam cieplutko ♥
Ojejejejej, aż się ciepło na serduszku robi widząc, że komuś się te bazgroły podobają i są w stanie wywołać uśmiech na twarzy! ♥
UsuńPierwsze rozdziały będą raczej przedstawione w charakterze komediowym, pod koniec zrobi się z tego dramatyczne romansidło, ale przynajmniej w duecie z wieloma walkami, więc nie będzie wiało nudą :D
Nawet nie wiesz jak robi mi się miło, że mam stałego czytelnika który wyraża konstruktywną opinię pod każdym rozdziałem. Niesamowita motywacja do działania i wskazówka, czy moja wizja zmierza w dobrym kierunku, czy trafi też do innych osób!
Ale już dość dobrych wieści - następnego rozdziału będzie się można spodziewać za około miesiąc, a to i tak w przypływie czasu i weny. Ledwo zaczęłam pierwsze kilka zdań, a jest to ważny rozdział, który zostawia powoli w tyle wesołe sceny i uchyla rąbka głównej fabuły. Muszę nad nim trochę popracować, bo nie wstawię tutaj niczego, z czego nie byłabym choć w małym stopniu zadowolona. Plus taki, że będzie więcej czytania, bo rozdział zapowiada się na dłuższy niż wpisy publikowane do tej pory.
Pozdrawiam również! ♥
Trochę czekania, jednak szybko zleci. Niby wydaje się, że miesiąc to tak dużo, ale to nieprawda xD I tak ciekawi mnie jak poprowadzisz ich relację, więc w najbliższej przyszłości będziesz zdana na moje wypociny zwane komentarzami xD
UsuńTrzeba jakoś wspierać a zarazem dopingować pisarzy, a komentarze są do tego idealne :D
Tulaski ♥
Ojeeee! Nowy rozdział :D Szybko Ci poszło pisanie, ciesze się :)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego co najbardziej mnie urzekło - "pedofil albo płatny morderca", od zawsze myślę to samo o Shino, skłaniając się jednak w stronę tego pierwszego :) Ten płaszcz jest podejrzany...
Wiem, że w tym rozdziale były poruszone ważniejsze tematy, ale ja najlepiej zapamiętałam myśli Sasuke na temat jego "znajomych". Ahhh... On jest tak uroczo chamski (tak, uroczo chamski), kocham go nienawidzić, poważnie. Jest taki niby obojętny, a tak na prawdę to... Nie wiem, ale udaje. Wiem, że w głębi serca ma dobre serduszko. W tej najgłębszej głębi.
Sakura wydoroślała - to świetnie, bo za dzieciaka strasznie mnie wnerwiała. Nie ma już napadów agresji i nie krzyczy tyle co dawniej. Świetnie Haruno! Oby tak dalej!
Rozdział bardzo pozytywny :)
Czekam na kolejny. Pozdrawiam <3
Najpierw płaszcz i ciemne okulary, potem fucha jako nauczyciel w akademii - detektyw Sasuke Uchiha już łączy poszczególne wątki w spójną całość i rusza do akcji!
UsuńTeż tak widzę postać Sasuke. Obojętny, zimny - a w najgłębszych zakamarkach serca, gdzieś na odległym krańcu (ale jednak!) - uczuciowy, troskliwy. Ręki to by sobie pewnie nie dał uciąć za ludzi pokroju Ino czy Lee, ale dla swoich przyjaciół na pewno rzuciłby się w najgorętsze ognie piekielne.
Sakura za dzieciaka była... specyficzna. Napady złości i krzyk oczywiście były, ale jak pytać mnie o zdanie - momenty te były przedstawiane zdecydowanie częściej w anime niż mandze. Nie umniejszam, na papierze też pewnie palce obu dłoni nie starczyłyby do zliczenia ich, ale Studio Pierrot najwyraźniej tej postaci zbyt nie polubiło i za wszelką cenę postanowili wywyższyć inne bohaterki (w szczególności Hinatę) nad Haruno.
Już pomijając fakt, że Kishimoto nie wykorzystał potencjału tej postaci - naturalne zdolności do genjutsu jakby wyparowały w międzyczasie, a wątek urwał się jedynie na informacji, która nigdy dalej nie została poruszona poza momentami, gdzie Sakura łatwo uwalniała się z genjutsu i trudniej ją było w nie złapać. Inteligencja od najmłodszych lat, gdzie jako jedyna była w stanie rozwiązać egzamin na chuunina ot tak - zostaje w Shippuudenie przyćmiona przez intelekty Tsunade, Kakashiego czy Shikamaru. Nie mówię, że stoi intelektualnie na tym samym stopniu, ale nie odbiega od nich tak znacznie jak reszta postaci, w które została wrzucona jako typowy przeciętniak. Dobra zdolność kontroli chakry - przerobili ją na kopię Tsunadę, niech ma trochę siły, chociaż fani produkcji będą ją hejtować za podjęte decyzje i charakter, a nalepka "bezużyteczna" jak została do niej przyklejona kilka lat temu, tak jest po dziś dzień. Studio Pierrot dołożyło swoje trzy grosze do tych niedociągnięć- tutaj podsyłam link: http://sakuraharunoqueen.tumblr.com/post/157157783452/kishimoto-sakura-trained-under-one-of-the-three
Swoją drogą, Haruno oficjalnie przewyższyła Tsunade w The Last o ile się nie mylę - a raczej została jej kopią przedstawioną w gorszym świetle.
Najbardziej niedorobiona postać z dużym potencjałem - to, co zrobili twórcy. Ja chcę pokazać tutaj Sakurę, którą widzę oczami wyobraźni i tego, jaka mogłaby być, ja ja ją widzę. Oczywiście wiadomo, że jestem fanką postaci i momentami może mnie trochę ponieść, ale nie wyobrażam sobie i nie dochodzi do mnie ilu momentów jej zabrakło.
Drodzy czytelnicy, przygotujcie się na wersje Sakury Haruno, która w końcu dostanie swoje pięć minut! :D
Pozdrawiam cieplutko! ♥
Przyznaję rację - Pierrot zepsuło Sakurę... Ale to co zrobili z Hinatą przechodzi ludzkie pojęcie. No oczywiście, Japończycy uwielbiają laski z wielkimi cyckami i piskliwym (niesamowicie denerwującym) głosem... Ale resztę świata (mnie) Hinata strasznie drażni. Bardziej od Sakury w pierwszej serii. Jak dla mnie jest, niestety, nijaka. A to, że ona i Naruto są razem boli. No dobra, jest dobrą matką i takie tam... Ale jak doszło do tego, że są razem? Wyszło "The Last", gdzie do Naruto dociera, że jednak to co czuł do Sakury to nie była miłość (co k*$wa?!) i że tak na prawdę kocha Hinatę. Tak sobie wtedy myślałam, że może wyjdzie film "The Second Last", gdzie Sakura stwierdzi, że jednak nie kocha Sasuke i że jej prawdziwą miłością jest Lee. To byłoby ciekawe.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie wiele postaci zostało zepsutych, albo poświęcono im za mało uwagi. Weźmy takiego Shikamaru. No za mało i tyle!
Ahhhh... Mogłabym o tym pisać godzinami, ale sobie daruję.
Wracając do tematu - cieszę się, że nie będziesz robić z Haruno wrzeszczącej bezużytecznej beksy, jak to ją Pierrot chciał przedstawić.
Personalnie nie mam absolutnie nic do tej postaci, ale negatywnie jestem względem niej nastawiona głównie przez jej fanów, których zachowanie jest nagminnie ofensywne. Wywyższają cycatą pod każdym względem porównując do Haruno; że to ma balony większe, że w walce z Sakurą by ją znokautowała, że związek jej i Naruto to jedyna prawdziwa tru lof i ostatni hit: że to Hyuuga powinna być główną bohaterką!(Jakieś tam zdanie wyrwane z kontekstu z jednego z wywiadów z Kishimoto). Wyobraża ktoś sobie drużynę 7 w składzie z Uchihą, Uzumakim i Hinatą? Bo ja na pewno, atfu, nie.
UsuńDziewczyna całą serię nic nie wnosi, niknie wręcz w tłumie, parę odcinków o relacjach rodzinnych a poza tym wieczne omdlewanie i czerwona buzia na widok Naruto. Potem nagły przypływ odwagi w którym nieźle obrywa w walce z Painem i nagle oklaski, wiwaty, fanfary! Viva la Hinata Hyuuga! Walka na froncie - jej kuzyn umiera, a chwilę potem ona zachwyca się tym, jaka ciepła jest ręka Uzumakiego. Gdzie kurtyna?
Wielu postaciom zabrakło czasu na ekranie, wielu, które również mają duży potencjał. I to boli, bo jak już postaci mają czas - to tak jak w przypadku Sakury jest on kompletnie zmarnowany, bo albo przedstawiają w negatywnym tonie, albo trzeba ją znowu ratować. Inni mają go po prostu za mało. A raczej mieli, bo to się już raczej nie zmieni na pokładzie z Boruto.
Wrzucam hehe śmieszny link: http://sakuraharunoqueen.tumblr.com/post/157162344752/naruto-i-love-hinata-hinata-is-the-one-i-love-i
Był też inny hehe śmieszny link gdzieś w archiwum u mnie na tumblrze odnośnie zachowania Naruto w The Last: porównanie Liska z oryginalnej serii i tego w TL, między innymi jak traktował innych (Sakura leczyła go całą noc a on poleciał za Hinatą i tego typu sprawy blablabla), ale gdzieś to niestety zaginęło. Wrzucę kiedyś w komentarze jak znajdę.
Hejka! Bloga znalazłam na jednym z katalogów, i widząc tematykę Naruto nie mogłam od tak sobie tego opowiadania przeoczyć. I nie żałuje tej decyzji! Naprawdę świetne rozdziały, nie mogłam nawet uwierzyć, że to koniec wpisów. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńNie widzę zakładki ze spamem więc dodam tutaj :
Kim Arisa od dziecka widzi duchy zmarłych. Jest to dar powierzony jej przez niebiosa. Dodatkowo jej przeznaczeniem jest mężczyzna, który ma ponad 900 lat. Wiecznie żywy bo tak go nazywają ponosi swoją karę za zabicie tysięcy ludzi podczas wojny. Dzięki swojej nieśmiertelności pomógł wielu ludziom jak i poznał najlepszego przyjaciela, którym jest sam Ponury Żniwiarz. Jak potoczą się losy dwudziestoczteroletniej studentki kiedy pozna postrach duchów?
Zapraszam do siebie, oraz proszę o informację o kolejnych rozdziałach : willgotoyouliktethefristsnow.blogspot.com
Blog nie umarł, spokojnie! Codziennie tutaj zaglądam, a rozdział prawie gotowy. Została mi jedna część do której nie mogę się absolutnie zebrać, czasu brak a i chęci też nie mam wielkich, bo stworzyłam sobie mur którego nie idzie przebić w żaden sposób. Na pewno poinformuję Cię jak już się w sobie zbiorę i wstawię następny rozdział! ;)
UsuńPozdrawiam cieplutko ♥
PS Utworzę zakładkę SPAM, jakoś nigdy nie sądziłam, żeby była mi potrzebna ale jak już wspomniałaś to nie przepuszczę takiej okazji :>
Cooo?! Ej az mnie serce boli ze nie jestem tu od poczadku ... 😢
OdpowiedzUsuńOjoj <3
Usuń