Siedziała na drewnianym ganku jednej z przydrożnych knajp, delektując się wyśmienitym smakiem zamówionego posiłku. Słońce okalało jej twarz, a rozkoszny podmuch wiatru muskał co chwilę sięgające niemal do pasa włosy, wprawiając je w beztroski taniec. Zapach trawy zmieszany z wonią przyrządzonego jedzenia unosił się w powietrzu, kusząc podróżnych wstąpieniem do okolicznej gospody.
W prawej dłoni trzymała kubek ze stygnącą już herbatą, popijając co chwilę aromatyczny napój. Obok niej swobodnie leżał papierowy talerzyk, na którym znajdowały się trzy nabite na długą wykałaczkę kolorowe kulki: różowa, biała i zielona. Kolor klusek odpowiadał materiałom, których użyto do zabarwienia ich; czerwonej fasoli, jajka oraz zielonej herbaty, która zazwyczaj była podawana w formie płynnej do tej potrawy – tak było i tym razem.
Machała naprzemiennie swoimi szczupłymi nogami, które z powodu wysokości podestu nie sięgały ziemi. Pogoda dopisywała, choć niebo od samego rana przykryte było szczelną warstwą szarawych chmur, co wzbudziło w niej niepokój. Temperatura oscylowała na granicy umiarkowania, jednak wskazanym było odzianie się w okrycie wierzchnie, którym w przypadku rozweselonej kunoichi był beżowy płaszcz sięgający za kolana. Mimo dobrego nastroju, złe przeczucia nie odstępowały jej na krok począwszy od momentu opuszczenia Kraju Wody.
Od chwili wyruszenia z Wioski Mgły różowowłosa wędrowała wytrwale na północny-zachód w stronę Kraju Ognia. Jej podróż nie była spowodowana własną inicjatywą, lecz wynikiem sytuacji zaistniałej na kilka dni wstecz...
Nowy dzień w Kirigakure przywitał promienny wschód słońca, okrywający powoli powierzchnię wioski nikłymi wiązkami światła przebijającymi się zza chmur. Jego drobne krzty towarzyszące kojącemu powiewowi przenikały przez sporych rozmiarów okna, pełniących również funkcję drzwi balkonowych w mieszkaniu Haruno. W środku skromnie urządzonego salonu siedziała właśnie ona, chłonąc mozolnym wzrokiem kolejne strony jednej z wielu posiadanych przez dziewczynę ksiąg medycznych. Czynności tej towarzyszyło powolne upijanie kolejnych dawek pobudzającego naparu z ziół przez różowowłosą. Odziana była w ciemnoniebieską spódnicę sięgającą przed kolano i czerwoną bluzkę bez rękawów, której kołnierz ochraniał szyję kunoichi. Przewieszony przez krzesło szpitalny kitel i stojące obok buty świadczyły o nadchodzącym opuszczeniu apartamentu przez jego posiadaczkę.
Z codziennej rutyny wyrwało ją pukanie. Nie było to bynajmniej pukanie do drzwi, lecz lekkie uderzenia skierowane w powierzchnię okna. Przez szkło dostrzegła stojącego na balkonie członka ANBU, a zniecierpliwiony wzrok chłopaka przebijał się przez noszoną przez niego maskę ptaka. Nie chcąc marnować czasu swojego gościa, rychłym krokiem podeszła do drzwi i odsunęła je zamaszyście jednym ruchem.
– Haruno Sakura? – upewnił się beznamiętnym tonem.
Odpowiedziała skinięciem głowy. Dziewczyna spodziewała się powiadomienia o naciągającej misji lub konieczności stawienia się w gabinecie tamtejszej Kage, bowiem wizyty ANBU nie były nigdy zwiastunem miłej pogawędki przy kawie i ciastkach.
Z letargu wyrwał ją szelest wywołany przez mężczyznę; grzebał on przez chwilę w wewnętrznej kieszeni kamizelki, po czym wręczył dziewczynie kunsztowny list, na wierzchu którego widniał znak Konohagakure.
Nie było w tym nic nadzwyczajnego, w końcu utrzymywała stały kontakt ze swoimi bliskimi; nietypowym był jednak wysoki priorytet nadanej przesyłki oraz fakt, że została ona napisana przez samego Hokage. Pieczęć na kopercie mogła zostać zlikwidowana tylko przez nią, co uczyniła będąc jeszcze w obecności chłopaka. Przeleciała wzrokiem po treści zawiadomienia; jej brwi wymownie się zmarszczyły, a usta zacisnęła w wąską linię.
Wiadomość była niespójna, napisana chaotycznie, jakby komponowana w biegu. Nie było to niczym specjalnym, w końcu rola pełniona przez Hatake wymagała od niego poświęcenia dużej ilości czasu, czego Sakura była w pełni świadoma. Intrygujący był natomiast tekst, w którym Kakashi zwracał się do zielonookiej z prośbą o natychmiastowy powrót do wioski bez podania konkretnego powodu.
- Przekaż proszę w szpitalu, że będę nieobecna przez jakiś czas. Niech Doktor Natsumi zajmie się pacjentami aż do mojego powrotu.
– Zrozumiano – powiedział mężczyzna, nim zniknął bezgłośnie w kłębach dymu. Haruno westchnęła, po czym podeszła do barierki, bosymi stopami stąpając po zimnych balkonowych płytkach. List trzymany w jej dłoni powiewał swawolnie na wietrze, wyginając swą powierzchnie na wszystkie strony. Wzrokiem objęła cały możliwy do uchwycenia obszar, który przedstawiał liczne budynki, niemal w całości zatopione we mgle.
– Wracamy do domu, co?… – szepnęła do samej siebie.
W podróży była już od kilku dni, nie napotykając większych przeszkód. Wręcz przeciwnie - wszystko szło dokładnie po jej myśli. Dzięki błyskawicznemu tempu, jakie sobie narzuciła, istniała spora szansa, że zielonooka zdąży pojawić się w wiosce koło południa; przy drobnym szczęściu może udałoby się jej załapać na przemowę Hatake.
Trasa między Kiri a Konohą wynosiła w przybliżeniu pięć dni drogi. Trzeba zaznaczyć, że jest to wartość szacowana „na oko”; możliwie najszybszy wariant z możliwych. Nigdy nie wiadomo, ile zajmie znalezienie łajby, która płynęłaby akurat w obranym przez wędrowca kierunku. Warto też dodać, że ludzie organizujący takie wyprawy, byli nad wyraz przezorni; niechętnie więc przyjmowali w swoje szeregi dodatkowe osoby, a szczególnie, gdy byli to podróżujący shinobi. Jak jednak widać, kunoichi nie miała z tym najmniejszego problemu; po trzech dniach od opuszczenia Kirigakure dotarła do Kraju Fal, gdzie postanowiła zatrzymać się u starych znajomych – Tazuny i jego rodziny. Ludzie przyjęli ją bardzo ciepło – ostatni raz widzieli się bowiem, gdy mężczyzna wraz z wnukiem przybyli pomagać odbudować Wioskę Liścia po tragicznym ataku Akatsuki. Mimo, że w Nami no Kuni spędziła zaledwie jedną noc, wspomnienia zawładnęły całym jej sercem. Wieczorna kolacja składała się z wybornego jedzenia przyrządzonego przez córkę eksperta od budowy mostów – Tsunami, oraz miliona pytań zadawanych przez najmłodszego członka posiedzenia, Inariego. Zielonooka musiała przyznać, że chłopak wyrósł na wspaniałego, młodego mężczyznę, zaś Tazuna nie zmienił się prawie wcale – jedyną zauważalną różnicą była większa ilość siwych włosów i pojawiające się gdzieniegdzie zmarszczki. Co się dziwić, mężczyzna miał już niemal siedemdziesiąt lat! Trzeba mu było oddać honor, że jak na swój wiek (mimo nadal praktykującej miłości do alkoholu) staruszek trzymał się fenomenalnie. Przechadzając się między uliczkami osady, serce dziewczyny wypełniało ciepło. Za sprawą mostu zbudowanego niemal dziesięć lat temu, miastu udało się nawiązać z Krajem Ognia, który wspomógł swoimi dobrami upadającą metropolię. Półki sklepowe były po brzegi wypełnione świeżym jedzeniem, a od mieszkańców na kilometr biło życzliwością. Obraz ten był kompletnym przeciwieństwem biedy i degeneracji, którą przyszło obserwować Sakurze podczas swojego poprzedniego pobytu w mieścinie. Przedstawiony krajobraz utwierdził różówowłosą w przekonaniu, że jej niebieskooki przyjaciel potrafił łączyć ludzkie serca; a był to dar, którego mogła mu jedynie w głębi duszy pozazdrościć.
Rodzina była na tyle uprzejma, by bladym świtem odprowadzić Haruno do mostu łączącego Kraj Fal z Krajem Ognia, konstrukcji noszącej nazwę: „Most Wielkiego Naruto”. Od momentu wstąpienia na wiadukt, jej podróż została wznowiona. Dziewczyna miała do pokonania jeszcze niemały kawałek , ale doszła do wniosku, że nie zaszkodzi zrobić sobie małego postoju na regenerację sił po wyczerpującym, kilkugodzinnym biegu; oraz pierwszy w tym dniu posiłek.
Coś się wydarzy, jestem tego pewna – kolejna pesymistyczna myśl ostatnich dni przeszła przez jej umysł. Westchnęła cicho, zjadając ostatnią kulkę nabitą na drewnianą szpadkę i popiła danie końcówką zimnej już herbaty. Wstała, pieniądze za posiłek zostawiła na papierowym spodku i bez słowa ruszyła w dalszą drogę.
***
– Naruto, skarbie, na pewno nie jesteś głodny? – zapytała pieszczotliwie przedstawicielka płazów. – Może skusisz się przed wyjściem na porcję robaków w sosie własnym? Zupa z larw jest już gotowa! – żabia mama z pasją wymieniała kolejne wytrawne potrawy, które przeciętnego człowieka przyprawiłyby o strajk żołądka.
– Dziękuję ciociu, ale jestem pewien, że pulpety z chrząszczy i pajęcze nóżki dadzą mi energię na cały tydzień! – odpowiedział radośnie blondyn, szeroko uśmiechając się do ropuchy.
– Shima, na Wielkiego Ropuszego Mędrca, daj temu chłopcu święty spokój! – wtrącił zażenowany troską żony Fukusaku.
– Zamilcz, stary pierniku. Martwię się o niego! – powiedziała podniesionym głosem Matka Ropuszej Drogi – Musi mieć siłę, by dalej trenować! Dobrze wiesz jakim paskudztwem jest karmiony w tej zapyziałej wiosce! – krzyk obrzydzenia wyrwał się z gardła żaby, jakby wizja ludzkiego jedzenia wywoływała u niej chęć popełnienia samobójstwa – Nie zapomnij, że jesteś tu zawsze mile widziany kochanie, odwiedź nas niedługo – zwróciła się życzliwie do Uzumakiego.
– Na pewno wpadnę jak tylko będę mógł, ciociu – powiedział blondyn, drapiąc się zakłopotany w tył głowy. – Mam do załatwienia kilka spraw Liściu, a potem mam zamiar odwiedzić Bee. Dawno się nie widzieliśmy, muszę mu pokazać moją nową technikę! – krzyknął entuzjastycznie chłopak.
– Dobrze, dobrze. Uważaj na siebie. I pozdrów od nas tę śliczną dziewczynę, Hinatę – powiedziała na koniec Shima. – Na pewno pokochałaby mój przecier z much – dodała, rozmarzona wizją tamtejszego przysmaku.
– Kobieto, dajże mu już iść, zaraz wybije dwunasta! Spóźni się na ceremonię! – fuknął rozjuszony Fukusaku. – Poza tym jesteśmy umówieni na obiad u Gamakichiego, zapomniałaś? – Mędrzec nie ukrywał swojej niecierpliwości.
– Myślisz tylko o swoim żołądku! A jeśli coś mu się stanie? - wypomniała mu zbulwersowana żona.
„Pożrę te żaby, jeśli natychmiast nie zamkną jadaczek.” – podczas, gdy kłótnia między małżonkami zdawała się przybierać na sile, w głowie Naruto zabrzmiał zirytowany głos Dziewięcioogoniastego:
„Musisz to znieść, Kurama. Zaraz wyruszamy.” – Odparł bezgłośnie blondyn.
„Znoszę to od prawie od kwartału, a to o 4 miesiące za dużo.” – warknął rozwścieczony lis.
„Przetrwasz jeszcze chwilę albo nigdy więcej nie pozwolę Ci łowić na obrzeżach wioski" – groźba Naruto została przez demona skwitowana krótkim, pełnym pogardy prychnięciem.
Nie dało się ukryć, że demon uwielbiał być puszczany wolno, by biegać swobodnie po konohańskich lasach (po tylu latach życia w niewoli nie było to wprawdzie niczym nadzwyczajnym), ale nigdy otwarcie by się do tego upodobania nie przyznał. Jego ulubionym zajęciem w wolnym czasie było rybołówstwo; chociaż w przypadku Kuramy było to pojęcie dość względne. Termin „połów” w wykonaniu zwierzaka polegał na wsadzeniu łba do zbiornika wodnego po samą szyję, by następnie wyciągnąć z niego całą ławicę i pożreć stado ryb na surowo.
Zdegustowane wizją siedzenia w klatce zwierzę zdecydowało się wrócić do przerwanego krzykami ropuch snu.
– Na pewno przekażę wiadomość. Dziękuję za gościnę, trzymajcie się! – powiedział uradowany Naruto i nie zwracając na latające po pomieszczeniu chochle i naczynia, zabrał swój ekwipunek, po czym opuścił dom Mędrców.
„Histeryczka zginie pierwsza...” – mruknął nabzdyczony Dziewięcioogoniasty, nim zmorzył go zbawienny sen.
Naruto nie przejął się słowami swojego towarzysza. Zarzucił torbę na plecy, po czym ruszył w drogę powrotną do Konohy.
Zmienił się na przestrzeni tych kilku lat - jego aparycja dawała mu wrażenie potężnego. Urósł nieznacznie, przybrał również na masie mięśniowej, a twarz nabrała poważniejszych rys. Kolczaste blond włosy chłopaka odstawały w każdym z możliwych kierunków, a z jego niebieskich oczu biła jak zawsze niepohamowana radość, tym razem spowodowana nadchodzącym powrotem w rodzinne strony. Ubrany był w swój standardowy strój: klatka piersiowa zakryta była czarną koszulką i pomarańczową bluzą zdobioną znakiem klanu Uzumaki na ramionach i plecach; nogi okrywały czarne spodnie, w okolicach uda obwiązane białym bandażem, do którego przytwierdzona była kabura z bronią. Jego stopy chroniły zwykłe, czarne buty, a czoło zasłaniała opaska informująca o przynależności do Wioski Ukrytej w Liściach. Strój dopełniał krwistoczerwony płaszcz, na końcach zwieńczony kruczymi płomieniami, zaś przez bark przerzucony miał pokaźnych rozmiarów zwój należący niegdyś do jego mistrza.
– Konoho, nadchodzę! - radosny krzyk Uzumakiego rozproszył się po całym terenie Góry Myōboku, zostawiając za sobą ciągnące się w nieskończoność echo.
***
Przez ostatnie kilka godzin biegła wytrwale w stronę rodzinnej wioski. Dochodziło południe, kiedy zaczynała widzieć zarysy murów Konohy. W ciągu trzech lat, odkąd Haruno definitywnie nie stawiała swych stóp w starych stronach, musiała przyznać, że miejsce to nie zmieniło się ani trochę. Najbardziej doceniała panujący klimat - jesień była jesienią, a opadające z drzew kolorowe liście urozmaicały okoliczny krajobraz. W Kiri każda pora roku była niemal taka sama; przez gęstą mgłę okrywającą szczelnie swym chłodem całą metropolię i słońcem skrytym za zwartą warstwa chmur, nie dało się odczuć znaczącej różnicy.
Ceremonia miała rozpocząć się lada chwila, więc przyśpieszyła nieznacznie. Wielkimi krokami zbliżała się godzina dwunasta, ale udało jej się dotrzeć w porę; na kilka minut przed wyznaczonym czasem minęła mury wioski.
Po przekroczeniu bram jej wzrok padł na Izumo i Kotetsu, siedzących w rozpadającej się budzie, która zapewne pamiętała czasy panowania Pierwszego Hokage. Chūnini jak zawsze ogarnięci byli niewyobrażalną nudą - nic w tym dziwnego, co mogło być bowiem pasjonującego w przesiadywaniu całymi dniami na obrzeżach wioski? Swoją bezczynność urozmaicali wymyślnymi grami; na przykład teraz, na stole między dokumentami widniały porozrzucane karty, a ich kilka sztuk znajdowało się w dłoniach strażników wrót Konohy. Pomachała im na przywitanie, na co mężczyźni odpowiedzieli tym samym.
„Dawno mnie tu nie było” – uświadomiła sobie jakże oczywisty fakt. Było to niestety prawdą; w dwa lata po rozpoczęciu wojny, mimo wielu podróży, zawsze udawało się jej wstąpić w rodzinne strony. Jednak uległo to zmianie prawie na trzy lata wstecz - kiedy definitywnie zakończyła swą wędrówkę i zamieszkała w Wiosce Mgły, a brak czasu nie pozwalał na podróże w tak odległe rejony jak Liść.
Bez skrupułów wskoczyła na pobliskie dachy i zaczęła się kierować w stronę budynku Hokage - to właśnie tam miał odbyć się coroczny apel, tam zbierała się cała ludność zamieszkująca Konohę; jej rodzina, jej przyjaciele, jej bliscy. Tam był również Kakashi, który był jej winien od groma wyjaśnień.
Dotarła na miejsce na moment przed rozpoczęciem uroczystości. Zdecydowała się nie opuszczać swojego obecnego położenia - schodząc na dół zbyt odróżniałaby się w stosunku do reszty mieszkańców, którzy w tym dniu powinni być ubrani na czarno. Co prawda był to dzień celebrujący wygranie sojuszu, ale również śmierci poległych w walce, co należało w poprawny sposób uszanować. Spojrzała na tłum, widząc w nim wiele znajomych twarzy - jej towarzysze z Akademii stali dumnie w pierwszych szeregach licznej grupy zgromadzonej w centrum Konohy. Gdzieś między ludźmi mignęła jej blond czupryna - jej przyjaciel w jaskrawoczerwonym płaszczu zajmował miejsce tuż obok Hinaty, a co zaskoczyło Sakurę - ich dłonie były splecione.
„Czyżby coś mnie ominęło?” – na twarz różowowłosej wkradł się promienny uśmiech. Uzumaki najwyraźniej wyczuł jej chakrę, bo odwrócił głowę w kierunku dachu, na którym stała dziewczyna. Skinięcie głowy uznali jako nieme przywitanie, po czym skierowali wzrok na dawnego nauczyciela, wyniośle kroczącego tarasem budynku administracyjnego.
***
Maszerował wolnym krokiem w stronę barierek zbudowanych na krawędzi budynku. Zatrzymawszy się, oparł dłonie na solidnej, metalowej poręczy. Był ubrany jak co dnia; ciemne, standardowe buty i tego samego koloru spodnie, do których na wysokości uda przyczepiona była kabura z bronią. Czarna bluza z długimi rękawami oraz ciemnozielona kamizelka ze znakami Kraju Wiru chroniły jego klatkę piersiową. Na czole dumnie spoczywała opaska Wioski Ukrytej w Liściach, a maska, w przeciwieństwie do dawnych lat, odsłaniała oczy Hatake. Dłonie okryte były kruczymi rękawiczkami bez palców, na wierzchu których przytwierdzone były metalowe blaszki. Jedynymi nowościami był biały, postrzępiony płaszcz z czerwonymi wstawkami i kapelusz ze znakiem Kraju Ognia, informujący o funkcji pełnionej przez Kakashiego.
Omiótł wzrokiem zebranych mieszkańców odzianych w odświętne stroje. Zobaczył też dwójkę jego uczniów, bacznie przypatrujących się jego sylwetce. Uśmiechnął się do nich, co odwzajemnili tym samym. Dochodziło południe, co było równoznaczne z zaczęciem ceremonii. Zebrał myśli, które miał do przekazania obywatelom w tym ważnym dniu, po czym zaczął wypowiadać je na głos:
– Dziś mija równo pięć lat od momentu zakończenia wojny. Jako następców woli Ognia, która płonie w każdym z nas, powinien to nam być szczególnie ważny dzień – zawiesił głos. – zwycięstwo Zjednoczonych Sił Shinobi nad wrogiem było, jest i będzie znacznym powodem do dumy, a Konohagakure w znacznym stopniu przyczyniła się do tego triumfu. Nasi kompani, którzy poświęcili własne życia i walczyli do końca swych sił przysłużyli się do wygrania tej wojny. Może wam się wydawać, ze zostaliście sami - ale prawda jest taka, że mieszkańcy Wioski Ukrytej w Liściach to jedna wielka rodzina, którą zamierzam chronić ponad wszystko! Tak jak wasi krewni i przyjaciele chronili ją za cenę własnych żyć i walczyli o waszą wolność! Pamiętajcie - to nie czas leczy rany, ale nasze decyzje dotyczące tego, jak go wykorzystamy. Dlatego w dzisiejszym dniu płaczcie, wspominajcie, uczcijcie pamięć o waszych swojakach, a od następnego dnia żyjcie tak, by wasi bliscy spoglądający z niebios byli z was dumni! Wśród wielu shinobi, którzy odeszli z tego świata podczas wojny znajduje się też moja poprzedniczka, Piąta Hokage, Tsunade Senju. Poświęćmy więc jej oraz innym poległym zasłużoną minutę ciszy! – po słowach wypowiedzianych przez Hatake, tłum zamilkł. Każdy z obecnych zatracił się we własnych myślach. W sercach mieszkańców zostały zaszczepione ziarna nadziei, które odpowiednio pielęgnowane mogły przemienić się w piękne kwiaty. Po twarzach wielu osób spływały łzy, ale towarzyszyły one ciepłym, szczerym uśmiechom. Oczy mieszkańców przepełnione były wiarą w lepsze jutro, przekonaniem, że właśnie za taka przyszłość walczyli niegdyś ich bliscy. Za przyszłość bez walk, za pokój, za wolność.
– Piękna przemowa jak na człowieka, który jest określany mianem kompanobójcy – wyniosłą chwilę przerwał donośny głos zakapturzonej postaci, która pojawiła się na barierce zaledwie kilka metrów od siwowłosego. Jej obecność wzbudziła niemałą sensację wśród obywateli. Znikąd koło Hokage pojawiła się elitarna grupa ANBU, wrogo nastawiona do przybyłego gościa.
– Kim jesteś i jaki jest twój cel? – pytanie o mrożącym krew w żyłach tonie zostało zadane przez jednego z wykwalifikowanych shinobi, w którym można było rozpoznać Yamato.
– Moje imię Minoru, a moje słowa niosą prawdę. Przekazuję wam wiadomość, Wiosko Ukryta w Liściach: strzeżcie się tego, co niebawem nadejdzie. Porzućcie nadzieję i poddajcie się bez walki, jeśli miłe wam zachowanie życia – odpowiedział beznamiętnie ninja, ściągając kaptur.
– Poddać się bez walki? – prychnął pod nosem Kakashi.
***
Pojawienie się nieproszonego delikwenta było zwieńczeniem jej największych obaw. Wszczęto zamęt, a nadzieja bijąca od mieszkańców zaledwie kilka chwil wcześniej jakby wyparowała; jej miejsce zastąpił paniczny strach. Zdezorientowane tęczówki obywateli były zwrócone na stojący w ścisku oddział ANBU, który szczelnie ochraniał Hokage. Nie była w stanie usłyszeć rozmowy, która toczyła się między nimi. Jedyne co mogła zrobić to bacznie obserwować przybysza - tak, jak niegdyś uczyła ją tego mentorka.
„Nigdy nie zamykaj oczu, kiedy przeciwnik stoi tuż przed tobą. Lustruj jego postać, jakby od tego miało zależeć twoje życie. Szukaj wskazówek, słabych punktów. Zwróć uwagę na mimikę, sposób poruszania się, charakterystyczne cechy. Spróbuj ustalić, czy jego ruchy są schematyczne, czy mają określony ciąg. Dowiedz się, w jakim stylu walczy i znajdź odpowiedni kontratak. O ile sytuacja ci na to pozwoli, przed przystąpieniem do walki obmyśl odpowiednią strategię’’ – Słowa Tsunade zdawały się odbijać echem w umyśle Haruno. Dziewczyna bez zawahania postanowiła przystąpić do procedury określenia petenta.
‘’Dobra, Sakura, wysil teraz swoje szare komórki. Osobnik jest średniego wzrostu, wygląda na nieznacznie starszego lub równego wiekiem. Przez okrywający ciało ciemnej barwy płaszcz niewiele można stwierdzić na temat jego sylwetki. Cechą charakterystyczną są z pewnością czerwone włosy, koloru oczu nie da się niestety określić z takiej odległości. Perfekto, dalej. Chłopak (mężczyzna?) wydaje się być pewny siebie, co udowadnia bezczelność, z jaka prowadzi rozmowę i fakt wtargnięcia na teren wioski w tak ważnym dniu. Więcej, potrzebujesz czegoś więcej, Haruno. Mimika nie zdradza niczego szczególnego, jest opanowany i na odległość czuć od niego zuchwałość. Jego postura nie wskazuje na to, by planował podejmowanie walki, stoi kompletnie rozluźniony. - Gdyby nie okoliczności, można by pomyśleć, że zaraz wyciągnie jakieś tandetne pisemko i odda się lekturze w akompaniamencie ulubionej muzyki, popijając w międzyczasie herbatę jaśminową.’’ – alter ego uczennicy Piątej dorzuciło sarkastycznie swoje pięć groszy. – ‘’Chwila, halo, stop. O czym Ty myślisz? Wróg napada na Wioskę, możliwe, że zaraz zaatakuje, a Tobie w głowie napary ziołowe i ciastka?’’
Różowowłosa zrugała się w myślach za własną niesubordynację, po czym wróciła do dalszych oględzin przybysza. Starała się zapamiętać wszystkie zgromadzone dotychczas informacje.
Jak dotąd sytuacja była napięta, ale wszystko rozgrywało się powolnie, nie wskazując na nagły zwrot wydarzeń. Ten moment nie mógł jednak trwać wiecznie - niespodziewanie nieprzyjaciel w drastycznie szybkim tempie zmniejszył odległość dzielącą go od Hatake. ANBU zareagowało natychmiast, jednak Minoru zdawał się nie być nimi zainteresowany - w ułamku sekundy rozprawił się z wrogo nastawionymi shinobi, powalając ich na ziemię. Wszyscy byli w głębokim szoku - elitarna grupa ninja została pokonana, mało tego - nikt nie widział nawet, co dokładnie zaszło. Czerwonowłosy zniknął z pola widzenia dosłownie na sekundę, doszczętnie obezwładniając drużynę. Jej członkowie byli przytomni, jednak nie byli w stanie poruszyć się nawet o milimetr; pełnili jedynie funkcję dekoracyjną na tarasie budynku. Pozostało im tylko biernie obserwować, jak przeciwnik wolnym krokiem podchodzi do pozostawionego samego sobie Hokage. Rokudaime nie był jednak bezbronny - od razu przybrał pozycję bojową, a jego dłoń zaczęła mienić się blaskiem Chidori. Użyta do techniki skupiona dawka energii wytworzyła dźwięk przypominający śpiew stada ptaków.
– Twoje działania nie pozostaną bezkarne. Przysięgam na tytuł Hokage, że sprawiedliwość Cię dosięgnie, chłopcze. – Dotychczas bierny względem czynów czerwonowłosego Hatake, zmienił swoje nastawienie. Aura emanująca od mężczyzny była przerażająco potężna, a aktywowany Sharingan utwierdzał wszystkich obserwujących starcie w tym przekonaniu.
– Czekam na ten dzień, starcze – z ust chłopaka wydobyła się beznamiętna riposta. W dłoni Minoru pojawił się kunai, kiedy Hatake zdecydował się przejąć inicjatywę i ruszyć na przeciwnika. Mimo niezwykłych umiejętności, którymi dysponował chłopak, to właśnie Kakashi, dzięki swojemu kekkei genkai miał znaczną przewagę; szybkość czerwonowłosego nie miała znaczenia w walce z Rokudaime, który z powodu oczou Obito był w stanie przewidywać ruchy wroga. Wbrew początkowym problemom z nadążeniem za tempem swojego oponenta, siwowłosy szybko dostosował się do jego stylu walki i zastosował kontratak przy pierwszej okazji - gdy Minoru zniknął, po raz kolejny pojawiając się za Kopiującym Ninja, ten wyczuł jego zamiar i natychmiast odwrócił się, przebijając na wylot klatkę piersiową chłopaka. Hatake wiedział, że coś jest nie tak - energia emanująca od czerwonowłosego od samego początku była niejasna, nieczytelna, a jego chakry nie dało się w żaden sposób wyczuć - teraz wiedział dlaczego. Po ciosie zadanym przez Hatake nie pozostała ani jedna kropla krwi; zostało jedynie ciało, zmieniające swą postać w drewnianą powłokę.
„Drewniany klon?” – Hatake mruknął zdziwiony we własnych myślach, będąc zaskoczonym zagraniem przeciwnika. Zmrużył gniewnie oczy i w pełnej koncentracji machnął ręka, niszcząc drewniany pancerz, który pod wpływem siły rozsypał się po powierzchni tarasu.
– Zdziwiony, co, staruszku Hokage? – głos pochodził z... dołu. Przeciwnik wyłaniał się z powierzchni budynku; wystawał tylko jego tors, a dłonie Minoru trzymały kostki Hatake w żelaznym uścisku. Kakashi odczuł momentalnie uchodzącą z jego ciała energę - poczuł się słabo, zachwiał się; jego instynkt nakazał mu w błyskawicznym tempie uwolnić się z uchwytu przeciwnika, toteż sięgnął do kabury z bronią. Wyciągnął z niej wybuchową notkę, rzucając papier pod własne nogi. Wybuch odrzucił Rokudaime na kilka metrów w tył, sytuacja była niesprzyjająca - był lekko zraniony, a kontrola chakry zakłócona przez czerwonowłosego spowodowała nagłą dezaktywację Sharingana; oczy Hatake zaczęły krwawić. Siwowłosy oparł się o własne kolana, próbując ustać, jednak brak energii pustoszący jego ciało był paraliżujący, nie dawał mu możności wykonania najmniejszego ruchu. Minoru wyłonił się spod zawalonego gruzu, powoli podchodząc do Hokage, a z dłoni chłopaka wyrastała drewniana strzała o niebotycznie ostrym wykończeniu.
– Sądziłem, że zapewnisz mi więcej rozrywki. Moje rozkazy tego nie przewidywały, ale twoja śmierć tylko ułatwi nasze późniejsze kroki. Słabeusze tacy jak ty nie są godni miana Kage, więc... zgiń. – pogardliwe słowa Minoru przepełnione były czystym obrzydzeniem względem Hatake. Uniósł dłoń, w której dzierżył swoją broń i już tylko sekundy dzieliły narzędzie od krwawego spotkania z gardłem Rokudaime. Moment ten został jednak zniweczony za sprawą pewnego nadpobudliwego shinobi; akcja nabrała jeszcze szybszego tempa – Naruto, jak w amoku, wyrwał się z tłumu, szybując w powietrzu w stronę nieznajomego. Przeciwnik nie był pod wrażeniem jego brawury, ale nie zamierzał odmówić sobie dodatkowej zabawy; odskoczył kilka metrów w bok, ustawiając swoje ciało w gotowości do walki. Uzumaki wykonał swoją popisową technikę, a obok blondyna pojawiły się trzy cieniste klony - jeden z nich odłączył się od grupy i zabrał Kakashiego w bezpieczną strefę. Pozostała trójka powoli zmniejszała odległość dzielącą ich od wroga. Zaczęła się otwarta walka - Naruto nacierał stopniowo na rywala, ten jednak z dziecinną łatwością unikał jego ataków, kontrując poszczególne uderzenia. Czerwonowłosy poruszał się płynnie, jego każdy ruch był przemyślany i precyzyjnie wymierzony, co w połączeniu z jego nieziemską szybkością dawało zabójcze połączenie. Efektem przejmującej mieszanki było zamienianie się imitacji Uzumakiego w kłęby dymu w bardzo krótkim czasie. Na niekorzyść Naruto, chłopak znajdował się w samym środku wioski przepełnionej po brzegi cywilami - ograniczał go obszar walki, a przez obecność zbyt wielu osób nie mógł użyć Trybu Mędrca ani mocy Kuramy, co z pewnością spowodowałoby zbyt duże szkody. Oponent doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej przewagi, grając z nim swobodnie w kotka i myszkę.
Przez cały czas bacznie obserwowała ich potyczkę; z niepewnością wymalowaną na twarzy szukała kolejnych informacji o stylu walki przeciwnika. Nie była w stanie uwierzyć w to, co się właśnie działo. Oddział ANBU został pokonany, jej Mistrz został zmuszony do bardzo niebezpiecznego odwrotu, a najlepszy przyjaciel w każdej chwili mógł zostać poważnie ranny. Obywatele stali wpatrzeni w zaistniały obraz, a nogi wszystkich obserwujących zdawały się połączyć z ziemią.
‘’Dlaczego nikt im nie pomoże? Dlaczego każdy stoi jak słup, kiedy kilka metrów obok rozgrywa się niebezpieczne starcie? Dlaczego cywile nie uciekają, dlaczego shinobi nie reagują, gdzie się w tym zamieszaniu podziali medyczni ninja?’’ - pesymistyczne myśli przebijały jej umysł z prędkością równą wrogiemu przybyszowi.
’’Dlaczego, dlaczego, dlaczego... a dlaczego sama nic nie zrobisz, co? Nadal jesteś zapłakanym dzieciakiem, które każdy musi ratować? Może sama w końcu ruszyłabyś tyłek i zadbała o swoich towarzyszy? Tsunade pewnie robi salta w grobie, oglądając z góry twoją bezczynność. Myślisz, że byłaby zadowolona z czasu zmarnowanego na szkolenie gówniarza, który koniec końców polega na wszystkich dookoła i modli się, że jej towarzysze sami się uratują? Co ty robiłaś przez ostatnie lata? Sprzedawałaś warzywa na targu, piłaś drinki z palemką? Nie, kretynko, ciężko harowałaś, żeby dotrzeć do aktualnego poziomu! Bierne przyglądanie się jest czystym marnotrawstwem twojej pracy i wiary, którą obdarzyła cię Cycata Blondyna! Gdy groziło ci niebezpieczeństwo, ONI zawsze byli przy tobie. Może nadszedł czas, żeby w końcu przestać się nad sobą użalać i myśleć o sobie jak o pępku świata, co, księżniczko? ‘’ – alter ego Sakury nie znało żadnej litości, rugając dziewczynę z każdym kolejnym zdaniem wypowiadanym w jej umyśle. I stety-niestety, choć zdarzało się to stosunkowo rzadko, mówiło z sensem (no, może poza częścią o Cycatej Blondynie) i miało zupełną rację - przyszedł czas na działanie, bierne obserwacje zostawmy w przeszłości. Kop mentalny, który dostała od samej siebie zaważył na decyzji odstawienia żelaznej zasady jej mentorki na drugi plan - jak się okazało, był to idealny moment, bo niebieskookiemu przydałoby się małe wsparcie.
Antagonista zniknął z pola widzenia Uzumakiego i w niecałą sekundę później zjawił się za plecami zdezorientowanego chłopaka, nie dając mu szansy na obronę przed zbliżającą się w zastraszająco szybkim tempie strzałą. Haruno, jak na zawołanie, stawiła się tuż za Naruto, sprawiając, że ich plecy niemal do siebie przylegały. W dłoni trzymała tantō, którym odpierała narzędzie przeciwnika. Iskrom lecącym dookoła towarzyszył charakterystyczny odgłos, kiedy rywale mierzyli się wzrokiem. Używając swojej siły (w myślach dziękując mentorce za lata pracy spędzone nad treningiem jej kondycji fizycznej), odepchnęła zamaszyście przeciwnika, jednak ten po raz kolejny za sprawą zakazanej techniki lub mistycznego cudu błyskawicznie zjawił się przed obliczem Uzumakiego. Strzała skierowana w twarz chłopaka drasnęła jego policzek, a blondyn przez stratę równowagi zsunął się z barierki i runął na taras, znajdując się w małej odległości od nadal osłabionego Kakashiego. Przeciwnik nie czekał, aż oszołomieni ninja dojdą do siebie; wykonał kolejny ruch, którym był pewny kop z półobrotu, kończący swoją drogę na brzuchu Haruno. Dziewczyna odepchnięta z dosadną siłą zaczęła spadać z samej góry siedziby Hokage. Dynamiczność sytuacji i konkretny cios ze strony czerwonowłosego sprawiły, że zielonooka nie umiała odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Na moment zapomniała jak się oddycha, czuła jedynie pulsujący ból w okolicach torsu, a o bezpiecznym lądowaniu mogła co najwyżej marzyć. Z jej ust wydobyło się wymowne przekleństwo, kiedy widziała znikającą z pola widzenia sylwetkę Minoru. Już czuła ból, z którym miało jej się za chwilę mierzyć. W myślach zaczęła odmawiać pacierz, a oczami wyobraźni widziała niebezpiecznie pulsującą żyłkę na czole Tsunade. Absurd sytuacji sprowadzał się do tego, że zielonooka rechotała w duchu jak szalona - gdyby teraz umarła, byłaby to bezkompromisowo najbardziej beznadziejna śmierć pośród wszystkich. Cóż, to była w pewien sposób dość pocieszająca myśl. Może dostałaby pośmiertnie coś w rodzaju orderu uznania za bycie najbardziej niezdarną kunoichi?
Jej frywolne rozmyślania przerwał znajomy zapach, a zamiast upadku poczuła żelazny uścisk podtrzymujący dziewczynę za nogi i ramiona. Nim zdążyła zorientować się, co się właściwie stało, jej samobójczy lot zakończył się; zbawiciel stanął twardo na ziemi pośród roztargnionego tłumu. Jedynym, co udało się zidentyfikować Haruno spod przychylonych powiek, były zmieszane twarze mieszkańców wioski i ich przerażone westchnięcia. Dobroczyńca postawił dziewczynę na stałym gruncie i podtrzymywał przez chwilę, nim sama dala radę utrzymać stabilną pozycję. Ból spowodowany uderzeniem nieznajomego znacznie zelżał, nie pozostawiając po sobie takich nieprzyjemności jak złamane żebra, co niezmiernie ucieszyło zielonooką. Unosiła już wzrok, by poznać tożsamość swojego Mesjasza i podziękować mu za ratunek, gdy powietrze przerwał entuzjastyczny krzyk dochodzący gdzieś zza zastępu ludzi.
– Sasuke, stary, dawnośmy się nie widzieli! Nowe wdzianko? – Białowłosy przedzierał się przez ciskającą błyskawice w stronę przedstawiciela klanu Uchiha chmarę, taranując niektórych obywateli wielkim mieczem przytwierdzonym do pleców.
– Zamknij się, Suigetsu. – Suchy ton kruczowłosego momentalnie zgasił zapał uradowanego Hōzukiego.
Możliwe, że Mistrz Miecza mruknął zmarnowany pod nosem coś w rodzaju „No wiesz co? Mógłbyś chociaż udać, że za mną tęskniłeś”, ale do zielonookiej to nie dotarło. Właściwie to mało co do niej nie docierało; mózg Sakury został jakby odcięty od ciała, nad którym kontrolę przejęło rozszalałe serce. Haruno nie była w stanie uwierzyć w jakiej sytuacji się znajdowała - jej rycerzem w lśniącej zbroi okazał się być Sasuke Uchiha we własnej osobie. Ten Sasuke, który próbował ją zabić. Ten, który przez lata odtrącał jej uczucia. Ten, z którym ramię w ramię walczyła podczas wojny. Ten sam, którego niegdyś tak bardzo kochała.
O mało się nie oplułam ze śmiechu jak przeczytałam, że Kurama jest pasjonatem rybołówstwa xD
OdpowiedzUsuńA i ten przecier z much. MNIAM!
Pośmieszkowałam trochę :D
I ta ostatnia scena. O matko! Jak ja czekałam na pojawienie się Sasuke. Wpadł z wizytą w idealnym momencie!
Warto było czekać na rozdział, chociaż mam nadzieję, że kolejny będzie szybciej ♥ WENY WENY WENY ŻYCZĘ ♥
Pozdrawiam cieplutko i życzę także Wesołych Świąt ♥
Biorę na klatę - przegięłam z tym rozdziałem, korekta się opóźniła o tydzień z powodów osobistych, ale przyznaję się bez bicia, że u mnie sobie poleżał luźno z dwa tygodnie, może i więcej:(
OdpowiedzUsuńPo prostu blogger robi sobie co chce z układem tekstu, naprawdę sama edycja zajmuje więcej niż pisanie. Wizja powtórki z tego co miałam przy publikacji rozdziału pierwszego powodowała u mnie odruch wymiotny przez samo patrzenie na tekst.
Dzięki Tobie się udało, wykorzystałam radę z poprzedniego rozdziału i... bach! Wszystko działa idealnie ♥
Szczerze powiedziawszy, to gdybyś mi nie napisała o tym magicznym triku - pewnie blog by umarł, razem z moim zapałem i weną. Ale tak się nie stało, za co serdecznie dziękuję! ♥
Następny rozdział ma swój szkielet, muszę trochę nad nim popracować przed wysłaniem do korekty.
A co do weny - spokojnie! Są już plany na następne projekty, ale plany wejdą w życie pewnie za sto lat, po skończeniu tego co się teraz produkuje:D
Dziękuję za komentarz i przede wszystkim nieocenioną pomoc ♥
Wesołych Świąt!
Miałam to samo. Bloger robi z tekstem co chce. I tak zostało mi jeszcze kilka rozdziałów do poprawienia, ale tak się nie chce xD
UsuńZjawiłam się z radą niczym RYCERZ XD Bardzo się cieszę, że się udało, że pomogło :D Bo bym chyba nie przeżyła jakby ten blog umarł ;3
Naprawdę nie ma za co, trzeba sobie pomagać ♥
WESOŁYCH ŚWIĄT ♥
Dziękuję jeszcze raz, również wszystkiego co najlepsze życzę ♥
UsuńHahaha, już widzę jak Kurama szczęśliwie sobie hasa i zajada się rybami :D Uwielbiam tego słodkiego lisa, więc mam nadzieję, że zaserwujesz nam jeszcze więcej jego pogawędek z Naruto :)
OdpowiedzUsuńKakashi wygłosił ładną przemowę... Ale oczywiście nie może być za miło. Kim jest do cholery ten Minoru i o co mu właściwie chodzi? Jego czerwone włosy podpowiadają mi, że może mieć jakiś związek z klanem Uzumaki, ale to tylko domysły. Równie dobrze może chodzić tu po prostu o to, że lubisz czerwony. Kto wie...
Sakura odpierniczyła sama siebie, ciekawie. Chociaż przydało jej się to, bo w końcu ruszyła tyłek i zaczęła działać.
Sasuke zawsze musi mieć wejście smoka :D Nie może sobie tak zwyczajnie przyjść... Musi łapać ludzi, albo ewentualnie próbować ich zabić. W tej sytuacji cieszę się, że wybrał pierwszą opcję.
Naczekałam się trochę na ten rozdział, a tak szybko przeminął. Teraz niecierpliwie czekam na kolejny, bo chce wiedzieć o co chodzi z tym dziwnym Minoru. Jest całkiem niezły, skoro dał radę zespołowi ANBU i Kakashiemu...
Czekam! :D
Pozdrawiam cieplutko, życzę Ci weny i lepszej współpracy z bloggerem <3
No Kuraś to przecież urocze stworzenie ♥
OdpowiedzUsuńJak połączysz wątki z opisu bloga i tego rozdziału to wywnioskujesz, że Minoru jest członkiem Kiseki no Sedai. Ale w sumie tylko tyle, bo więcej póki co nie ujawniałam.
Trzeci w drodze, a moja walka z bloggerem zakończyła się rozejmem i edycja będzie teraz czystą przyjemnością ♥ Także stay calm, coś tu się pojawi niedługo!
Pozdrawiam ♥
Sama nie wiem od czego mam zacząć, bo tyle uzbierało mi się uwag do wypunktowania - mimo iż może nie zabrzmiało to zbyt fortunnie, to wciąż nie mogę wyjść z zachwytu. Masz niezwykle lekkie pióro - używając prostych słów, tworzysz sceny niewymagające większego wysiłku do wyobrażenia sobie opisywanych sytuacji, a mimo to całość posiada niezwykle literacki wydźwięk. W miarę zagłębiania się w lekturę zauważyłam, że sporą uwagę poświęcasz detalom, między innymi wspominasz o hobby Kuramy, czy też przytaczasz nazwy żabich potraw. Jeśli chodzi o moje zdanie, to duży plus, nie odciąga od głównego wątku, a stanowi miłą ciekawostkę.
OdpowiedzUsuńSama fabuła zapowiada się bardzo ciekawie jak na opowiadanie spod szyldu SasuSaku. Podoba mi się Twoja kreacja postaci Sakury - wydaje się być tą kanoniczną Sakurą, z tym, że nieco bardziej rozważną i dojrzałą. Jedyne czego mi zabrakło, to opisu jej uczuć - jako czytelnik dowiedziałam się co widzi, a o odczuciach musiałam sobie sama dopowiedzieć. ;)
Zostaję z Tobą na dłużej i mam nadzieję, że w następnych rozdziałach pojawi się więcej mojego ukochanego Saska <3
Ściskam mocno,
Dziękuję za miłe słowa! ♥
UsuńUchylę rąbka tajemnicy - mianowicie, można powiedzieć, że Sasuke gra pierwsze skrzypce w następnym rozdziale! Przez moment, ale niech ma coś od życia. Potem będzie tylko lepiej.
Pozdrawiam!
ten durny obrazek czy co przeszkadza w czytaniu
OdpowiedzUsuńNo cóż, szablonu nie zmienię, bo cały układ bloga poszedłby w cholerę. Na przeglądarce komputerowej powinno być okej, jeśli czytasz na telefonie, to powinno wyskoczyć powiadomienie o możliwości zmiany strony na wersję mobilną. Wyskoczy Ci suchy tekst:) Miłego czytania!
UsuńWitam - przepraszam za dzień poślizgu, właśnie została dodana ocena na http://katalog-szuflada.blogspot.com/. Zapraszam do poznania wyniku ;)
OdpowiedzUsuńJuż patrzę, dziękuję serdecznie za informację. Pozdrawiam!
Usuń