Animated Spinning Kunai - Naruto

poniedziałek, 27 listopada 2017

7. To nie czas na świętowanie.



– Cynamonowe rolki dla księżniczki klanu Hyūga! – Wesoły głos Chōjiego rozniósł się dźwięcznie po całej restauracji. – Jesteś pewna, że nie masz ochoty na nic bardziej treściwego niż przekąska? – zapytał zdziwiony, podając Hinacie zamówienie. – Wspominałaś, że lubisz zensai. Robię najlepsze w mieście!
– U-uhm. Dziękuję za pamięć, ale zostanę przy tym – odpowiedziała niepewnie.
– Od powrotu Naruto zapewne nie żywi się niczym innym jak ramen – wtrąciła kąśliwie Ino. – Daj jej zjeść coś lżejszego! – mruknęła w obronie koleżanki.
– N-nie chodzi o to! – Granatowowłosa odparła od razu. – Po prostu mam ochotę na coś słodkiego – dodała na jednym wydechu, a jej twarz przybrała kolor dorodnego pomidora. Mogłam się pokusić o stwierdzenie, że rozmiar biustu dziewczyny był jedynym aspektem, który uległ zmianie na przestrzeni minionych lat. Tak, tak... pewnie zbytnio bagatelizuję. Wprawdzie nabrała nieco pewności siebie, ale nie zmieniało to jednak faktu, że spotkania towarzyskie wciąż nie były jej ulubioną formą spędzania wolnego czasu.
Musiałam niechętnie przyznać się sama przed sobą, że w chwilach zwątpienia zdarzało mi się zazdrościć dziewczynie. Jeden z takich momentów nadszedł właśnie teraz: Hyūga nosiła ciemne legginsy, które idealnie podkreślały jej zgrabne nogi. Stopy miała zakryte czarnymi sandałami na lekkim obcasie, które doskonale uwydatniały i odpowiednio modelowały nieprzeciętne kształtne pośladki. Miała na sobie zwiewną, fioletową bluzę z białymi akcentami, która mimo przydużego rozmiaru opinała okazałe piersi. Lśniące włosy dziewczyny sięgały już końca pleców, a promienna cera i zadbane paznokcie sprawiały, że miałam ochotę schować się pod stół. Z czym do ludzi, Haruno?
Nie zliczę godzin zmarnowanych na przemyśleniach dotyczących rozwiązania pewnej zagwozdki, a mianowicie: czy każde pochłaniane przez Hinatę jedzenie szło w cycki? Gdzie sprawiedliwość? Nie żebym miała jakieś kompleksy (w alternatywnym świecie moje ogromne czoło byłoby obiektem westchnień i bezwstydnych szeptów wielu mężczyzn, na pewno!), w końcu mój biust również powiększył się w ciągu tych pięciu lat. Nieznacznie, nadal bowiem nie mogłam porównywać go nawet do atutów Ino, ale jednak. Kiedy bogowie rozdawali urodę, ja stałam najwyraźniej w kolejce po naiwność.
– Sałatka z dzikiej trawy i zimowego melona dla naszego ulubionego introwertyka – powiedział Akimichi, podając posiłek Shino. – Dla Kiby przygotowałem coś specjalnego – obwieścił, podając Inuzuce coś na kształt karmy dla psa. Czy to jakiś żart?
– Akamaru, właśnie na to czekaliśmy! – odezwał się zaraz szatyn, podając drugą porcję niezbyt smacznie wyglądającego dania puchatemu przyjacielowi. Swoją drogą, dlaczego pies jadł z nami przy stole? O równouprawnieniu dużo się ostatnio mówiło, ale czy nie dotyczyło ono przypadkiem kobiet...?
– Nadszedł czas na ogromną porcję wołowiny dla mojej blond przyjaciółki! – Chōji zapowiadał kolejne dania niczym prezenter marnego teleturnieju, a poczucie humoru chłopaka zostało pozytywnie odebrane przez wszystkich obecnych.
– Nie jesteś przypadkiem na diecie, Ino? – zapytałam niemal od razu, patrząc z oszołomieniem, jak Yamanaka pochłania kolejne kęsy mięsa.
– Dziś mam cheat day! – odparła natychmiast, w dalszym ciągu zapychając się tłustym jedzeniem. Ach, no tak, obżarstwo podczas odchudzania. W końcu trzymanie się sztywnych ram kuracji przez kilka dni tylko po to, żeby móc raz w tygodniu zapchać mordę wszystkim, co wpadnie w ręce, jest na pewno dobrym pomysłem. Po co komu zdrowy styl życia i zróżnicowany jadłospis, skoro można się naprzemiennie głodzić i przejadać. O skręcie jelit marzy przecież każdy, prawda?
Świat schodzi na psy.
Podczas gdy Yamanaka i Sai zajadali się najlepsze, Chōji był na tyle uprzejmy, by podać dania reszcie gości. Lee wybrał ryż curry, a ja i Tenten zdecydowałyśmy się na pierożki won ton. Atmosfera była naprawdę przyjemna, a wygląd knajpy Akimichiego cieszył oko. Ściany w odcieniu intensywnej czerwieni i meble w kolorze ciepłego brązu idealnie współgrały z delikatnymi, białymi wstawkami, wpisując się w gusta każdego gościa. W centralnej części pomieszczenia znajdował się niewielki, klasyczny bar, który z pewnością nadawał miejscu wyrazu. Całość przedstawiała się bardzo przejrzyście i elegancko. Wszystkie elementy zostały bardzo dokładnie przemyślane – było skromnie i swojsko, a serwowane jedzenie to pewnością największa zaleta tego miejsca. Brakowało tylko jednego elementu, a właściwie niereformowalnych elementów w ilości sztuk dwóch: Uchihy i Uzumakiego. Spóźnienie na własne przyjęcie urodzinowe nawet mnie już nie dziwiło.
...i wtedy koty Tamaki nasikały na moje ulubione buty! – warknął wściekły Kiba, opowiadając o psikusach podopiecznych jego ukochanej. Niestety nie było mi dane poznać dziewczyny osobiście, ale z opowieści naszych wspólnych znajomych mogłam wywnioskować, że to bardzo sympatyczna i błyskotliwa dziewczyna. Aż dziw, że zainteresowała się takim narwańcem, jakim jest Inuzuka. Temat związków udzielił się również wstawionej już Tenten, a pech chciał, że dziewczynie zebrało się na wyznania miłosne.
Biadoliła o swojej nieudanej relacji z „blondynem o pięknych oczach, ale zgniłym wnętrzu”, czy jakoś tak. Nie kryłam swojej dezaprobaty, jednak kręgosłup moralny nakazywał mi okazać chociaż krztę zrozumienia. Wysłuchiwanie żalów na temat nieudolności gatunku męskiego pod każdym możliwym względem nie było tak wielką katorgą, jak mogłoby się wydawać. Ba, sprawiało mi to nawet niemałą przyjemność.
– Kochasz go w końcu czy nie? – Yamanaka nie wytrzymała napięcia.
– Nie wiem – mruknęła ciemnowłosa. – Nie umiem bez niego normalnie funkcjonować – dodała, pochylając głowę w kierunku blatu.
– To klasyczny przykład toksycznej relacji, w której jesteś z kimś nie z miłości, lecz przywiązania – wtrącił Sai. Wyczytał to ze swoich książek czy może znał z autopsji? Auć, Haruno, jesteś dziś doprawdy nieprzyjemna. Co ten kac robi z ludźmi.
– Spójrz na to inaczej, Tenten – odezwała się zaraz Ino. – Czy gdybyś borykała się kilka lat z grzybicą i udałoby ci się ją wyleczyć... byłabyś smutna? W końcu spędziłyście razem tyle czasu!
Aj, ta dobra ciotka Ino, zawsze pomoże w potrzebie. Jeszcze kilka takich rad i szatynka zostanie sama do końca życia, pracując w niszowym sklepie z bronią na obrzeżach wioski.
– Shikamaru już wyruszył, prawda? – Shino postanowił przerwać niezręczną ciszę. I chwała mu za to.
– Uhm – potwierdził Akimichi, zajadając się ochoczo kolejnymi porcjami jedzenia. – Nie zapomniałem i o nim! – dopowiedział z entuzjazmem. – Przygotowałem mu prowiant na podróż. Jego ulubione makrele i wodorosty! – Ach, ten Chōji. Sto kilo wagi, dwieście procent serca. – Ostatnio nie wygląda za dobrze. Wydaje mi się, że jest przepracowany... – mruknął smętnie. Nie miał niestety okazji, aby dodać coś więcej, został bowiem skutecznie zagłuszony wrzaskiem towarzysza przekraczającego próg knajpy.
– Pięknie pachnie, dattebayo! – Wraz z wrzaskiem Naruto można było usłyszeć stukot kroków i trzask zamykanych drzwi. Do pomieszczenia dostało się trochę świeżego powietrza, które orzeźwiło atmosferę całego towarzystwa. Blondyn niezwłocznie zajął miejsce obok Hyūgi i przywitał ukochaną subtelnym buziakiem w policzek. Sasuke nie odezwał się wcale; kiwnął jedynie głową w geście powitania i zajął wybrane miejsce – tuż na przeciwko mnie. Trzymaj gardę, Uchiha. Kobieta na kacu jest w stanie posunąć się do wielu rzeczy, a kobieta na kacu uzbrojona w widelec jest przynajmniej dwa poziomy nad samym szatanem.
– Gdzie wy, do cholery, byliście? – Kiba warknął, przerywając chwilową sielankę. Nie był na tyle miły, by powstrzymać się od teatralnego uderzenia szklanką w blat stołu, wskutek czego znaczna część jej zawartości wylądowała na ubraniu Shino. Poszkodowany wydawał się być nieprzejęty, co potwierdzała kamienna mina i niezachwiana postura. Czyżby jego robaki umiały pływać?
– Mieliśmy okazję dokładnie zwiedzić więzienie – odparł zaraz Sasuke, przymierzając się do przygotowanego omusubi. Patrzcie państwo, nawet sięgnął po sztućce.
Muszę sobie zapisać, żeby pogratulować Orochimaru, jak już będę po drugiej stronie.
Wężowaty wychował go na prawdziwego dżentelmena, doprawdy.
– Słucham? – zapytała od razu Hinata, wlepiając w ukochanego pełen lęku wzrok.
– Małe nieporozumienie na linii ANBU-Shizune – dodał zdawkowo Uzumaki. – Uznali nasz mały sparing za próbę ataku na wioskę – dodał, przytulając dziewczynę w geście pocieszenia. – Na nic się zdały nasze tłumaczenia.
– A Shizune najwyraźniej nie spieszyło się z wizytą – mruknął nerwowo Uchiha.
– Kilka godzin na dołku powinno skutecznie ostudzić wasz gorący temperament – powiedział Sai, by zaraz paść ofiarą złowrogiego wzroku kruczowłosego. Punkt dla Ciebie, apatyczna mendo.
– Chōji, toż to kulinarny majstersztyk! – krzyknął Naruto, pochłaniając z chęcią zupę z czerwonej fasoli. – Chyba będę częściej odwiedzać twoje skromne progi!
– Liczę na to – dodał brązowowłosy, uśmiechając się szczerze.
– W takim razie – chrząknęła znacząco Ino – czas na toast! – dodała, a w dłoniach wszystkich obecnych znalazły się kieliszki wypełnione sake. Oj, długo kazali mi czekać na ten moment!
– Za Nieprzewidywalnego Ninja Numer Jeden, Bohatera Ukrytego Liścia i przyszłego Hokage! – krzyknął entuzjastycznie gospodarz, a wysokoprocentowa ciecz w trybie natychmiastowym została opróżniona z naczyń. A potem jeszcze raz, znowu, kolejny...
– Hej, hej – dodał nieco bełkotliwym tonem Kiba – nie zapominajcie, że to ja jestem najlepszym kandydatem na przyszłego Hokage! – dodał niemrawo; właśnie kończył czwartą kolejkę.
– Nie jesteś nawet dobrym kandydatem do sprzątania jego biura – odparł Shino. Jego szczerość bywała czasem przerażająca, naprawdę.
– Jestem najlepszym treserem psów w całym Liściu! – odparował od razu. – A ty, czym się możesz pochwalić, Uzumaki? – zapytał natarczywie, pochylając się nad stołem. Trenerem psów mógł być dobrym, ale do picia to się nadawał jak ślepy do zbierania jagód po zmroku.
– Hmm – zastanowił się przez chwilę blondyn – umiem dobrze gotować!
– Ramen z proszku się nie liczy, Naruto – dodałam zażenowana.
– A właśnie, że liczy! – krzyknął, wystawiając mi język, czego jednak od razu zaprzestał, gdy zobaczył moją dłoń formującą się w pięść. Ten trik zawsze działał. – Dobrze, więc... – zamyślił się na moment – potrafię szybko liczyć!
– Taaak? – Kiba podchwycił temat. – W takim razie ile jest dwadzieścia dziewięć razy trzydzieści sześć? – dociekał chłopak.
– Trzysta czterdzieści dwa! – odpowiedział od razu z pełnym przekonaniem blondyn.
– To nie jest nawet blisko... – fuknęłam zmieszana.
– Ale było szybkie! – powiedział natychmiast i uśmiechnął si triumfalnie. Nie mam serca psuć jego marzeń, niech żyje szczęśliwy w skrajnej nieświadomości.
Docinkom ze strony płci męskiej nie było końca do momentu, w którym rażąca, pomarańczowa chakra zaczęła się pojawiać wokół blondyna. Ukształtowana forma przyjęła postać drobnego, uroczego liska, który zajął miejsce na ramieniu Uzumakiego.
– Masz wyżerkę i się nie podzielisz, co, Naruto? – Donośny baryton wydobył się z gardła lisa, dodając sytuacji odrobiny komizmu. Mały, śliczny stworek przemawiał głosem najprawdziwszego mężczyzny.
– Spałeś, Kurama – zaczął niepewnie blondyn. – Nie miałem serca cię budzić – dodał w obronie.
– Oczywiście, że spałem, durniu – warknął lis. – Co innego można robić na dołku? – zapytał i skoczył na stół.
– Nie przypominaj mi – wygarnął mu zmarnowany Uzumaki, gdy żyjątko wbiło bestialsko kły w sashimi leżące na blacie.
– Starzejesz się, chłopaku – ciągnął dalej. – Od wojownika do urzędnika, co? – wytknął, rozbawiony, zajmując miejsce obok swojego towarzysza.
– Hej, przepraszam bardzo – warknął rozwścieczony Kiba – ale, co, do cholery, robi twój pupil, Naruto?
– Nie jestem jego zwierzątkiem, idioto – odparował wściekły lis. – Jeśli twój pies może jeść przy stole, to czemu ja nie mogę? Czym ja jestem, do cholery, jakimś wybrykiem ewolucji?
– Spokojnie, Kurama – powiedział Uzumaki. – Rób to, na co masz ochotę. Jesteś takim samym mieszkańcem Liścia jak ja czy Sasuke – dodał, głaszcząc Kyūbiego po głowie.
– To akurat marny przykład – odparł, kończąc bezsensowny dialog, podczas gdy ja próbowałam powstrzymać się od donośnego śmiechu. Bardziej lub mniej udolnie. Chwała umiejętnościom zapobiegawczym Chōjiego, który umyślnie zarezerwował całą knajpę tylko dla naszej grupy. Gościom zapewne mogłyby się nie spodobać donośne krzyki, porozrzucane wokół stołu butelki i sprośne żarty, których obecni tutaj panowie serwowali od groma. Czas mijał, a dobra atmosfera udzieliła się chyba każdemu, kto miał już za sobą siódmą kolejkę sake.
– Czas podkręcić tempo! – krzyknął nagle Uzumaki. – Kieliszek co piętnaście minut!
– Piętnaście? – odparł z oburzeniem Kiba. – Co tak słabo? Co dziesięć!
Tak. Najlepiej jeden po drugim, żeby przypadkiem żadna z obecnych osób nie ominęła znakomitego finału: wymiotowania urodzinowym tortem.
– Polewaj, Sasuke! – wykrzyknął rozweselony blondyn, niemal od razu wpychając butelkę z alkoholem do rąk kruczowłosego.
– Pasuję – odparł Uchiha, odstawiając naczynie na stół. – Mam za duży szacunek do swojej wątroby, durniu.
– Z wami to jak z dziećmi, przysięgam. – Kurama zdążył wtrącić swoje pięć groszy. – Umywam od tego łapy i przysięgam, że jeśli będziesz jutro narzekał na kaca – zaczął powoli, zbliżając się niebezpiecznie blisko blondyna – to urwę ci obie ręce i zjem na obiad – zakończył, wbijając kły w dłoń Naruto, który wrzasnął. Nim jednak zdążył się on zareagować, chakra Kyūbiego rozproszyła się, a lis zniknął. No, niezły zwierzak, ma temperament, nie ma co.
– No Sasukeeee – przeciągał roztargniony Uzumaki, rozmasowując ugryzienie, które momentalnie zaczęło się goić. – Hinata, chociaż ty mnie nie zawiedź – poprosił swoją ukochaną.
– Muszę podziękować, Naruto – odpowiedziała skonsternowana. – Nie mam mocnej głowy, a alkohol źle na mnie działa – dodała zawstydzona, chociaż coś mi tutaj nie pasowało. Istniała bezapelacyjnie jedna sztuka, w której białooka była gorsza ode mnie: kłamanie. Hyūga była jeszcze gorszą aktorką ode mnie, chociaż nikt z towarzystwa nie był wystarczająco trzeźwy, by wyłapać fałsz dziewczyny.
– Sasuke Uchiha! – przemówił pijackim bełkotem Lee, który dotąd był zajęty wtulaniem twarzy w blat. – Wyzywam cię na pojedynek! Ustalmy raz na zawsze, do kogo będzie należeć serce Sakury-san! – wypalił w amoku, unosząc lekko ciało znad stołu i mierząc przeciwnika nienawistnym wzrokiem. Plączący się język, ogólne roztargnienie, zaburzona koordynacja ruchowa i dorodne rumieńce na twarzy – właśnie to mogli podziwiać wszyscy zgromadzeni. Połączenie wątków zajęło niecałą minutę: Lee był pijany w sztok. No tak, faktycznie – zapomnieliśmy, że ciemnowłosy i alkohol to mieszanka wybuchowa, której wynik jest tylko jeden: Mistrz Pijanej Pięści. Jak to szło? Im więcej się pije, tym bardziej się uchlewa i jest się silniejszym? – Przytoczona sentencja zachowywała podobny sens do słów, które zwykł mawiać Mistrz Guy. Krzaczasta Brew po siedmiu kieliszkach był w stanie zmieść okolicę z powierzchni ziemi. I chociaż wyczyny chłopaka po spożyciu sake Tsunade znałam tylko z opowieści, wystarczyły one do wprowadzenia mnie w niemałe przerażenie. Tenten zdążyła podłapać moje spojrzenie i zaczęła uspokajać ciemnowłosego. A ja? Modliłam się, by Uchiha zachował wstrzemięźliwość i nie zrobił niczego głupiego.
– Jeśli nie zaczniesz, sam to zrobię! – Obojętność Uchihy przerosła cierpliwość Lee, który ruszył na domniemanego przeciwnika. Naruto ledwie zdążył odciągnąć Hinatę w bezpieczne miejsce, a kruczowłosy zasłonił się przed kopniakiem chłopaka kataną – co było błędem, bo siła Lee znacznie przewyższała tę Sasuke, w efekcie czego ten miał okazję do bliskiego spotkania ze ścianą. Huk był nieziemski, równie mocny jak pęknięcia w strukturze fasady, ale najwyraźniej nie na tyle potężny, by spowodować u kruczowłosego poważniejsze obrażenia. Odłamki sypały się tu i ówdzie, kiedy Sasuke starał się podnieść. Był równie zszokowany jak i reszta, chociaż jak zwykle nie chciał dać tego po sobie poznać. Cóż, gdyby Kurama wytrzymał w naszym towarzystwie kilka minut dłużej, z pewnością miałby teraz niezły ubaw. Czego niestety nie można było powiedzieć o mnie.
– Upierdliwy stawonogu! Haaadzia! – Krzykom Lee nie było końca, tak samo jak seriom ciosów wymierzonych w stronę Uchihy. Kruczowłosy starał się ich unikać, ale ruchy Mistrza Pijanej Pięści były nieprzewidywalne: Brewka chwiał się jak łajba podczas sztormu, przez co Sasuke nie był w stanie określić, skąd nadejdzie kolejny atak. Najwyraźniej dawał radę jedynie dzięki uaktywnionemu Sharinganowi, ale i tak nie postawiłabym na niego złamanego jena podczas zakładu. Lee był aktualnie najlepszym użytkownikiem taijutsu na tej planecie.
Męska część grupy ruszyła na pomoc przyjacielowi, odsuwając płeć piękną na drugi plan. Mimo tego Lee był w stanie narzucać coraz to szybsze i szybsze tempo i skutecznie radził sobie w walce. Ino krzyczała coś o unieruchomieniu chłopaka, a z ust Tenten wydobywała się nieprawdopodobna liczba wyzwisk w kierunku kolegi z drużyny.
Jedzenie, butelki, naczynia, a nawet meble latały jakby grawitacja przestała istnieć, ale sprawcą ów zamieszania okazał się nikt inny jak Zielona Bestia Konohy. Chłopak rzucał czym popadnie w bliżej nieokreślonym kierunku. W efekcie udało mu się zdemolować całą knajpę w niecałe pięć minut i trafić po drodze nietypową bronią w Akamaru i Uchihę. Zrobiło mi się go szkoda. Psa, rzecz jasna.
Walka trwała w najlepsze i zbierała swoje żniwa w postaci pokiereszowanych przyjaciół i coraz większego chaosu. Unieruchomienie chłopaka bez uszkodzenia jego ciała i większego zdemolowania knajpy graniczyło z cudem. Chōjū Giga Saia była nieprzydatna, podobnie jak Gatsūga Kiby oraz Baika no Jutsu Chōjiego. Ruchy Naruto i Sasuke również były ograniczone, co czyniło Shino jedyną osobą odpowiednią do użycia ninjutsu. Jego robaki nie były jednak zbyt skuteczne. Zagoniły Lee do centralnej części pomieszczenia, co ten wykorzystał – wskoczył na stół, a potem krzyczał coś o sile młodości i wyznawał mi miłość aż po grób. Jego oświadczenia nie trwały długo – minęło zaledwie kilka sekund, po których Rock zatoczył się i spadł z mebla. Upadł, uderzając twarzą prosto w podłogę. Wyglądało dość boleśnie. Inuzuka zaczął się do niego skradać, a gdy był już dostatecznie blisko, by ocenić stan Brewki, powiedział:
– Zasnął. Ten idiota najzwyczajniej w świecie zasnął.
Radość trwała zadziwiająco krótko. Zielona Bestia Konohy uniosła swoje ciało i powoli wstała. Wszystko zaczęło się od nowa. Walce nie było końca – ze względu na intensywny trening Guya Lee mógł walczyć mimo braku świadomości; używał czystej pamięci mięśniowej. I scenariusz zatoczył koło, starcie trwało w najlepsze, co skutkowało narastającą ilością zniszczeń.
Yamanaka najwyraźniej nie mogła znieść nieporadności naszych kolegów, więc połączyła umysły obecnych tu kobiet, co dało nam szansę na szybkie obmyślenie planu. Kiedy wszystkie detale zostały dopięte na ostatni guzik, Tenten krzyknęła do względnie trzeźwej reszty towarzystwa i zarządziła odwrót. Przystąpiłyśmy do działania.
Natychmiast złapałam krzesło i rzuciłam je w śpiącego Brewkę. Uniknął go, co było naszym zamiarem. Chłopak zarejestrował dźwięk mebla, ale umknął mu świst kunaiów, które Tenten rzuciła kilka sekund po mnie. Broń wbiła się tuż pod nogami chłopaka, a ten, nie zauważywszy ich, potknął się. Hinata stanęła przed Lee, zanim ten opadł całkowicie na ziemię, i wykorzystała styl Miękkiej Pięści, aby sparaliżować przeciwnika. Razem z Tenten wykorzystałyśmy ten moment, aby przytrzymać szarpiącego się Rocka i zapewnić Yamanace udane przeniesienie umysłu. Dzięki naszej współpracy Dzika Zielona Bestia Konohy została obezwładniona, a ciało Ino znajdowało się w bezpiecznych rękach Hyūgi. Wreszcie mogłyśmy odsapnąć.
– Zaczynaj, Sakura – przemówiła blondynka. – Nie mogę długo siedzieć w jego głowie, jeszcze mi się udzielą te brednie o sile młodości – dodała z obrzydzeniem, a oczami wyobraźni widziałam, jak spluwa z pogardą na podłogę.
– Musisz przenieść się do swojego ciała na sekundę przed tym, jak uderzę – powiedziałam z przekonaniem.
– Wiem – odparła. – Na trzy. Raz...
– Dwa... – zaczęłam formować pieczęcie.
– Trzy. – Yamanaka natychmiast wróciła do swojego umysłu, a mnie została chwila na wymierzenie ciosu. Chakra w moim ciele nabrała własności elektrycznych i w momencie uderzenia rozregulowałam w ciele Lee transport impulsów na drogach mózg-kończyny. Jutsu to nosiło dumną nazwę Ranshinshō i było wysokopoziomową techniką medyczną. Siało spustoszenie w układzie nerwowym wroga i pozbawiało przeciwnika kontroli nad ciałem. Lee nie będzie mógł chodzić, a co dopiero walczyć – kryzys został zażegnany. Skutki tej techniki Rock będzie odczuwał jeszcze przez kilka godzin, więc użycie akurat tego jutsu było najlepszym wyborem. Zablokowanie węzłów chakry przez Hinatę niosłoby ze sobą całodniową utratę przytomności, a przecięcie ścięgien skalpelem chakry byłoby brzemienne w skutkach. Poza tym kilka godzin było idealnym czasem na wytrzeźwienie i męczenie się z kacem, żeby sprawiedliwości stało się za dość.
Aktualny stan knajpy Chōjiego dorównywał wysokiemu upojeniu alkoholowego Lee. Wybite okno, połamane meble, zniszczone żyrandole, zdemolowana ściana, a wszystko w parze z porozrzucanym jedzeniem, szkłem i naczyniami. Chociaż człowiek, który aż tak zdemolował budynek, nie będzie nic pamiętał, my nie zapomnimy o zajściu przez długie lata, a już zwłaszcza obraz spustoszonej restauracji nie opuści wspomnień Akimichiego.